piątek, 15 listopada 2013

TOTALNA INWIGILACJA III

                                                        ROZDZIAŁ III

Ocknął się nagle ze świadomością czegoś dziwnego. Już świtało i po chwili zdał sobie sprawę co jest nie tak. Panowała absolutna cisza,nie było słychać ptaków, ani wiatru, ani nawet szumu morza. Usiadł i nagle w tej absolutnej ciszy rozległ się odgłos warkotu śmigłowca narastający z każdą chwilą. Jonathan zerwał się na równe nogi biegł wzdłuż plaży machając rękami jakby wcale nie miał pięćdziesięciu lat. Z za skały wyłonił się czarny wojskowy śmigłowiec zawisł na chwilę nad morzem, zniżył się nad piaskiem i spokojnie wylądował. Drzwi rozsunęły się i wyskoczyli dwaj mężczyźni ubrani w czarne mundury bez żadnych oznaczeń z karabinami gotowymi do strzału w rękach. Stanęli obok helikoptera kierując broń w stronę Jonathana. Za nimi wysiadł spokojnie człowiek ubrany tym razem w elegancki garnitur w ciemnych okularach i podszedł do Jonathana.
- Pan Jonathan Garet – powiedział wyciągając dłoń
-We własnej osobie. Bardzo się cieszę – odrzekł Jonathan ściskając wyciągniętą dłoń.
-Zapraszam ze mną -mężczyzna wskazał na otwarte drzwi śmigłowca. Jonathan pospiesznie wszedł do kabiny jakby z obawą czy czasem nie zechcą go zostawić na tej piekielnej wyspie. Usiadł na wygodnym fotelu. Mężczyzna w garniturze usiadł obok, podał mu butelkę z wodą i duże słuchawki. Pilot zwiększył obroty silnika i śmigłowiec zaczął się powoli unosić. W ostatniej niemal chwili wbiegli dwaj uzbrojeni mężczyźni, Jonathan zdążył jeszcze zauważyć,że misternie ułożony przez niego na piasku napis „pomocy” został zniszczony . Lecieli nisko nad morzem huk silnika i słuchawki ochronne uniemożliwiały jakąkolwiek rozmowę chociaż Jonathan miał mnóstwo pytań, które chciał zadać człowiekowi w garniturze. Po dłuższej chwili na horyzoncie ukazała się linia stałego lądu, przelecieli jeszcze kawałek nad lasem i wylądowali na asfalcie przed wielkim kompleksem budynków. Pilot wyłączył silnik.
Jesteśmy na miejscu -powiedział mężczyzna w garniturze -proszę za mną.
-Jak mnie znaleźliście-zapytał Jonathan
-O to wcale nie było trudne-roześmiał się mężczyzna
- Taak ? Pomógł wam mój napis? a czy ktoś jeszcze przeżył katastrofę samolotu- dopytywał Jonathan
-Nie jestem upoważniony do takich wyjaśnień. Zaraz wszystkiego się pan dowie-uciął krótko. Weszli do budynku.
-Tutaj jest pański pokój -wskazał drzwi- proszę odpocząć ,zaraz ktoś po pana przyjdzie. Do zobaczenia.
Jonathan wszedł do pokoju, drzwi się same zatrzasnęły. Na sofie leżały złożone czarne spodnie, koszula, bielizna, a na stoliku stała metalowa patera przykryta białą serwetką. Na przeciwko była łazienka. Jonathan wziął prysznic przebrał się w czyste ubranie ze zdziwieniem stwierdził,że to jego rozmiar tak samo jak rozmiar butów zjadł skromne śniadanie złożone z rogalików dżemu i soku pomarańczowego, podszedł do drzwi wyjściowych i teraz dopiero zobaczył, ze nie mają klamki. Drzwi były zatrzaśnięte i nie można ich było otworzyć od wewnątrz. No to jestem więźniem pomyślał z przerażeniem. Usiadł na sofie i wtedy otwarły się drzwi.
Panie Garet proszę ze mną-rozległ się kobiecy głos.
Jonathan wstał spiesznie. Na korytarzu stała wysoka blondynka ubrana w paskudny czarny wojskowy uniform. Na pasie zawieszona kabura z pistoletem. Nie chciałbym jej się narazić- pomyślał Jonathan spoglądając na jej wojskowe buty, chociaż wyraz twarzy miała raczej przyjemny.
- Proszę za mną -powtórzyła ostro i szybko ruszyła przed siebie. Jonathan podreptał za kobietą do windy. Wjechali na czwarte piętro. Tutaj dla odmiany na bardzo jasno oświetlonym korytarzu był rozłożony puchaty dywan, tłumiący wszelkie kroki. Podeszli do solidnych dębowych drzwi.
- To tutaj- wskazała – pan prezes oczekuje.
Jonathan wszedł. W głębi wielkiego pokoju stało biurko za nim siedział szpakowaty mężczyzna w szarym garniturze przeglądając jakieś dokumenty.
-Proszę usiąść – odezwał się nie przerywając lektury. Jonathan usiadł na jedynym krześle naprzeciwko biurka. Czuję się idiotycznie -pomyślał – jak na jakimś przesłuchaniu. Poczuł jak powoli zaczyna zbierać w nim złość. Do tej pory te wszystkie straże,raczej go bawiły. Teraz sytuacja w jakiej się znalazł zaczęła go irytować. Zaraz mnie tutaj szlag trafi pomyślał, już otwierał usta ,żeby powiedzieć coś nieprzyjemnego temu ubranemu w garniturek gogusiowi, kiedy jakby czytając w myślach mężczyzna spojrzał na niego zimnymi szarymi oczami i odezwał się.
-Witam w naszej korporacji panie Garet. Nazywam się Steven Brengold jestem tutaj szefem i jednym z założycieli tego projektu. Grzeczność wymaga abym pana powitał, jednakże wcale nie jestem zachwycony z tego spotkania. Właściwie to nie bardzo wiemy co z panem zrobić panie Garet, niestety od pewnego czasu przysparza nam pan same kłopoty, a na dodatek ma pan niesamowite szczęście wręcz ja i moi wspólnicy zastanawiamy się czy nie ma pan jakiegoś wyższego oparcia” i to właśnie nas bardzo niepokoi.
-Co to ma znaczyć- Jonathan zatrząsł się z oburzenia -co pan sobie wyobraża jeżeli jestem tutaj persona non grata to po jaką cholerę mnie tutaj przywieźliście trzeba było mnie zostawić na tej wyspie a nie obrażać teraz i proszę mi natychmiast wyjaśnić gdzie jestem i co to znaczy, że nie wiecie co ze mną zrobić bo przysparzam wam kłopotów
-Niech się pan tak nie unosi panie Garet jeszcze pan dostanie zawału i wówczas ja będę za to odpowiedzialny. Na razie mam z panem wystarczająco dużo kłopotów proszę niech pan usiądzie zaraz wszystko wyjaśnię.
Jonathan usiadł i okazał zaciekawienie chociaż wewnątrz aż kipiał ze wściekłości
-zaraz mnie tutaj szlag jasny trafi – pomyślał -jak no niedbale wymawia moje nazwisko, zwraca się do mnie jak do jakiegoś tępego zwierzęcia.
-Przepraszam, że się uniosłem ale proszę o zrozumienie – odezwał się Jonathan-
wcale nie chciałem tutaj przyjeżdżać, ale mój zwierzchnik się uparł i w ten sposób znalazłem się na Filipinach w dodatku podróż jak panu wiadomo zakończyła się katastrofą samolotu jak pan może to proszę powiedzieć czy ktoś z tego samolotu jeszcze przeżył ?
-Słowem wyjaśnienia nie znajduje się pan na Filipinach tylko na jednej z wysepek Mikronezji niedaleko sławetnego atolu Bikini znanego panu przecież z badań nad bronią jądrową. Natomiast co do pytania o współtowarzyszy podróży to tylko pan przetrwał katastrofę samolotu co zresztą wprawia mnie cały czas w podziw tak jak również to, że pomimo wielu wysiłków z naszej strony nadal cieszy się pan dobrym zdrowiem panie Garet -odparł zimno mężczyzna.
-Co pan chciał przez to powiedzieć ? - Jonathan poczuł prawie fizycznie lodowate zimno ostatnich słów.
- No cóż nie zastanowił pana ten dziwny splot zdarzeń ? Wypadek samochodowy z którego prawie cudem wyszedł pan tylko z lekkimi obrażeniami , kiedy samochód po zderzeniu z ciężarówką nadaje się do kasacji , następnie pożar w laboratorium. I znowu niebywałe szczęście , że dostał pan pilny telefon i akurat musiał pan zostawić niedokończoną pracę i wyjść. No i wreszcie ten wymuszony wyjazd zakończony rozbiciem samolotu nawiasem mówiąc na pokładzie eksplodował ładunek wybuchowy i znów pańskie szczęście, miał pan przecież rezerwację z tyłu samolotu ale stewardessa poprosiła aby usiadł pan z przodu bo chciała swoich znajomych posadzić w jednym miejscu. Czy nie myślał pan nad tym co się ostatnio przytrafia ? I jeszcze jedno pytanie od kiedy to się zaczęło ?
-Właściwie lecąc samolotem trochę nad tym rozmyślałem ale potem zaczęły się problemy. Ale powiedział pan że jesteśmy w Mikronezji to przecież prawie pięć tysięcy kilometrów od Filipin jakim cudem tu się znalazłem?
-To proste samolot od razu leciał w tym kierunku pan nigdy nie miał dotrzeć do Manili i to się udało tylko taki drobiazg pan wciąż żyje i to jest dla mnie bardzo niewygodna sytuacja .Tym bardziej, że to właśnie ja byłem odpowiedzialny za zorganizowanie pańskiego spektakularnego odejścia. Ale niech się pan nie lęka panie Garet teraz otrzymałem inne polecenia mam pana gościć tutaj i troszczyć się aby panu nic nie brakowało – roześmiał się złośliwie Brengold
- To pan chciał mnie zabić !!?-wykrzyknął Jonathan - Ale dlaczego ? Co ja takiego zrobiłem, że pan i pańscy wspólnicy wydali na mnie wyrok śmierci ?
- Dalej pan nie wie dlaczego ? Wcale nie jest pan taki inteligentny jak nam się wydawało. Nie potrafi pan powiązać podstawowych faktów. W takim razie muszę to panu wyjaśnić. Jakieś 8 miesięcy temu do pewnego czasopisma napisał pan artykuł o wdzięcznym tytule „Numerologia czyli magia liczb w życiu ludzi i ich wpływ na rozwój społeczeństwa”. Tytuł trochę dziwny ale sam artykuł, który jednocześnie ukazał się w papierowym oraz internetowym wydaniu okazał się nader ciekawy. Niespodziewanie ogromna liczba osób okazała zainteresowanie pańskim artykułem. I stąd właśnie pańskie kłopoty. Nie muszę chyba przypominać czego dotyczył. Ale pozwoli pan, że pokrótce wyjaśnię co nas tak zaskoczyło. Otóż pisze pan ,że każdemu człowiekowi od chwili narodzin towarzyszą jakieś liczby. Na początku jest to data urodzenia, która jednak sama w sobie nie do końca identyfikuje danego osobnika,bo przecież w tym samym czasie wiele osób może się urodzić ale już z następną liczbą np. numerem ubezpieczenia czy pesel czy jak tam sobie ten numerek nazywać stanowi już dokładne zaszeregowanie konkretnego człowieka. Potem dodajemy jeszcze numer paszportu, karty kredytowej, konta bankowego, do tego jeszcze telefonu, karty sim, jeszcze kilku numerów i już mamy dokładnie opisanego człowieka. Tych liczb przypisanych jednej osobie jest tak wiele, że nawet w czasie radykalnych zmian w życiu człowieka zawsze można osobę zidentyfikować. Idąc dalej tym tokiem myślowym dochodzi pan do wniosku, iż dzięki liczbom można w każdej chwili danego człowieka odnaleźć i obserwować. A jeżeli dać wiarę pewnym wywodom „pseudonaukowym” to nawet przy pomocy pewnych kombinacji cyfr i liczb można wpływać na rozwój i działanie ludzi. Ale to stwierdzenie wstawił pan jako śmieszny żart. I właśnie to ostatnie zdanie było powodem wydania na pana wyroku panie Garet. Sam pan nie zdaje sobie sprawy jak ważne i tajne sprawy poruszył pan w tym artykule.
-Ale przecież wszystko co wówczas napisałem nie jest poparte żadnym dowodem wszystko sobie wymyśliłem więc dlaczego niby moje wyssane z palca teorie miały by być niebezpieczne i tajne – odrzekł zdziwiony Jonathan.
- Ponieważ niestety dla pana te „wyssane z palca” teorie są jak najbardziej prawdziwe a na dodatek artykuł ten jak wspomniałem wywołał prawdziwą burzę w internecie i wśród naukowców.
-To wszystko jest bez sensu po co ktoś przy pomocy liczb miał by obserwować ludzi?
- Zna pan zasadę „dziel i rządź”.Przecież to jasne, każdy osobnik myślący nie odpowiednio może być natychmiast wyeliminowany, poza tym jak już wspomniałem wszystkie cyfry mają niejako przypisane poszczególne kolory i dźwięki, a jak panu wiadomo barwa światła i dźwięk jest niczym innym tylko falą elektromagnetyczną o odpowiednich parametrach częstotliwości i długości. Więc każda liczba oznaczająca danego osobnika to zbiór fal elektromagnetycznych, a fale elektromagnetyczne są bardzo łatwo wykrywalne a nawet można je modulować i dzięki temu wpływać na działanie pojedynczych osobników o ile oczywiście ma się odpowiednie narzędzia ,a proszę mi wierzyć my posiadamy taki sprzęt i mamy możliwości dowolnie sprawdzać i sterować ludźmi na całym świecie i czasem jest to bardzo zabawne - Brengold zaczął się głośno śmiać – bardzo, bardzo zabawne !!!
-Chce pan powiedzieć, że steruje pan ludźmi, potrafi pan wymuszać na nich pewne działania ? - zapytał Jonathan był naprawdę przerażony.
-Oczywiście i nie tylko ja również moi wspólnicy. A jak pan myśli dlaczego kierowca tej ciężarówki znienacka zjechał na przeciwny pas ruchu taranując pański samochód. Dlaczego pański współpracownik zostawił w laboratorium bez opieki zapalony palnik w pobliżu łatwopalnych substancji. Co spowodowało, że pewien człowiek zabrał na pokład samolotu ładunek wybuchowy, nastawił zapalnik czasowy i spokojnie usiadł w fotelu drugiego pilota w tymże samolocie ? Ktoś wpłynął na działanie tych osób,że właśnie w taki sposób postąpili. Nie wiem tylko dlaczego panu się udało. Nie potrafię wyjaśnić jakie siły pomagają Jonathanowi Garetowi i właśnie dlatego jest pan tutaj moim „ gościem” i będzie nim tak długo, aż postanowimy co z panem zrobić dalej. Zatem dziękuję za rozmowę.
Brengold nacisnął jakiś przycisk na biurku, i w drzwiach stanęła kobieta,która przyprowadziła Jonathana tutaj.
-Proszę odprowadzić pana Gareta do jego pokoju – odezwał
 się Brengold. Jonathan wstał i powoli powlókł się za strażniczką.

      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz