piątek, 19 września 2014

TOTALNA INWIGILACJA EPILOG

                                                                        EPILOG


Jonathan Garet usiadł w swoim ulubionym fotelu trzymając kieliszek doskonałego francuskiego koniaku, na stoliku obok leżała otwarta książka. Takie chwile nadają sens życiu – pomyślał-i wtedy właśnie rozległ się dźwięk dzwonka telefonu, wyjątkowo natarczywie dzwonił Jonathan odczekał jeszcze trzy sygnały w nadziei,że ktoś zrezygnuje z rozmowy, ale telefon nie przestawał. Trzeba sobie kupić sekretarkę- pomyślał- ale wstał powoli i podniósł słuchawkę.
- Tak słucham – prawie warknął do mikrofonu.
- Dobry wieczór – usłyszał miły kobiecy głos - przepraszam, że przeszkadzam panu w lekturze ale musimy pilnie porozmawiać.
- Nic się nie stało słucham panią – odparł lekko zmieszany znacznie milszym głosem.
- To nie jest rozmowa na telefon spotkajmy się jutro o godzinie 17 w kawiarni przy 49 ulicy to niedaleko pańskiej firmy dobrze?
- Dobrze. Jak panią poznam?
- To ja pana rozpoznam dobranoc i miłej lektury.
Jonathan stał jeszcze przez chwilę zdumiony. Stracił ochotę na czytanie, a koniak wypił duszkiem. Znowu problemy- pomyślał- minęło już ponad trzy miesiące od wydarzeń na wyspie. Wrócił do pracy, pomału wymazywał z pamięci tamte chwile, wprawdzie utrzymywał luźne kontakty z Borysem i często spotykał Elenę z Erykiem nawet miał zaproszenie na ich ślub. Ostatecznie pracowali w tej samej firmie dzięki jego drobnej pomocy, ale ten telefon zapowiadał kłopoty. Podświadomie czuł,że będzie musiał coś zmienić znowu poczuł się stary i chociaż wcale miał ochoty na to spotkanie to wiedział,że musi spotkać się z tą kobietą o aksamitnym głosie.
Do kawiarni poszedł 10 minut przed wyznaczonym terminem z dwóch powodów. Po pierwsze nie znosił spóźnień i nie szanował nie punktualnych ludzi, a drugim powodem było to, że wolał aby ta kobieta jego szukała a nie on rozglądał się za nieznajomą. Jonathan zajął miejsce przy stoliku oddalonym od drzwi wejściowych, zamówił kawę i czekał. Punktualnie o 17 w drzwiach stanęła kobieta w wieko około 40 lat ubrana w bardzo elegancki grafitowy kostium. Rozejrzała się po sali i pewnie skierowała kroki w kierunku jego stolika, kiedy się zbliżyła Jonathan wstał.
- Dzień dobry panie Garet nazywam się Joanna - powiedziała podając mu dłoń
- Dzień dobry -odparł – czemu zawdzięczam to spotkanie – dodał lekko rozdrażnionym głosem.
- Jeszcze raz przepraszam, że niepokoję, ale muszę zwrócić się do pana o pomoc. Jednak zanim przejdziemy do sedna należy się panu wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Otóż jak pan się słusznie domyśla nasze spotkanie jest wynikiem ostatnich wydarzeń, w których brał pan udział łącznie z pobytem na wyspie i jej spektakularnym opuszczeniem. Ale muszę zacząć od początku. Jak pan wie w przestrzeni kosmicznej są miliardy gwiazd jednak tylko ich niewielki procent posiada planety, jeszcze mniej jest planet na których warunki sprzyjają powstaniu życia zwłaszcza w tak rozwiniętej formie jak tutaj. Wprawdzie wasza cywilizacja stoi na bardzo niskim stopniu rozwoju ale pomimo tego wy ludzie jak i wasz świat stanowi bardzo atrakcyjny kąsek dla innych. Dlatego też już od bardzo dawna jesteście bacznie obserwowani a nawet niektórzy bardziej lub mniej ingerują w wasze życie. I tutaj dochodzimy do meritum. Otóż w ostatnim czasie znacznie nasiliły się oddziaływania na was pewnej cywilizacji co spotkało się ze znacznym sprzeciwem pozostałych członków rady. Dlatego zostałam wysłana aby poprosić pana o pomoc w odnalezieniu i unieszkodliwieniu powstałej tutaj tak zwanej „rady dwudziestu”.
Jonathan milczał a jego oczy pewnie zrobiły się wielkości talerzyków deserowych ponieważ Joanna po chwili parsknęła śmiechem.
- Pani mnie wkręca prawda? To jakiś żart.
- Nie wiem, że to brzmi bardzo dziwnie ale to wszystko prawda.
- Jeśli tak to rozumiem,że jest pani kosmitką ciekawe czy potrafi pani to udowodnić- powiedział ze śmiechem Jonathan dyskretnie się rozglądając za ukrytą kamerą.
- Bardzo nie lubię określenia kosmita to brzmi trochę obraźliwie a jeśli chce pan dowód to proszę!
Wyciągnęła z kieszeni płaskie pudełeczko podobne do pilota od alarmu samochodowego nacisnęła jeden przycisk i nagle wszyscy ludzie w kawiarni zamarli, jak na fotografii zrobionej w ruchu.
- Co pani zrobiła?
- Nic wielkiego włączyłam pole martwego czasu.
- Czego? Przecież nic takiego nie istnieje !
- Och istnieje tylko wy o tym jeszcze nie wiecie. Teraz mi pan wierzy?
- Nie jestem pewien. Ale proszę to wyłączyć.
- Dobrze – nacisnęła guzik i wszyscy zachowywali się znów normalnie jak gdyby nic się nie stało- co do mnie to wyglądam trochę inaczej niż mnie pan postrzega, ale uznałam, że w tej postaci łatwiej będzie nawiązać mi kontakt z ludźmi.
- Całkiem dobrze to pani wyszło- mruknął Jonathan- ale czy to znaczy,że opanowała pani ciało jakieś kobiety tak jak to czasem przedstawiają w literaturze fantastycznej?
- Och nie po prosty wasze zmysły są raczej prymitywne i łatwo je oszukać.
- Załóżmy,że daję wiarę temu co mi pani mówiła, ale proszę odpowiedzieć na dwa pytania. Po pierwsze wspomniała pani o jakieś „radzie” i „pewnej cywilizacji” proszę uściślić te określenia kto to jest i jakie macie macie zamiary?
- Mówiłam,że życie we wszechświecie jest zjawiskiem rzadkim, ale istnieją istoty rozumne i to znacznie starsze od was. Wasza planeta jest jeszcze bardzo młoda podobnie jak cała galaktyka. Kiedyś wysoko rozwinięte cywilizacje zmuszone do porzucenia swoich światów utworzyły związek i połączyły siły w celu poszukiwania innych planet naddających się do zamieszkania. Jak uda się znaleźć taki układ gwiezdny to trzeba go otoczyć opieką a czasem zaadaptować do zamieszkania. Nie ma problemu jeśli planeta jest pozbawiona życia rozumnego. Wasza ziemia jest bardzo piękna i bardzo przyjazna dlatego w konfederacji wytworzył się rozłam. Ponieważ wasz gatunek ma dziwne skłonności do samounicestwienia, pewna partia postanowiła przejąć nad wami kontrolę, natomiast większość nie wyraża na to zgody stosując zasadę nie ingerencji.
- Rozumiem,że pani należy do tej drugiej frakcji.
- Tak dlatego właśnie potrzebujemy pańskiej pomocy. Sami nie możemy ingerować. Poza tym nie potrzebujemy zaognienia wewnętrznych sporów.
- Rozumiem potrzebujecie kogoś kto odwali za was całą brudną robotę a wy będziecie udawać, że nic wam o tym nie wiadomo.
- Ostatecznie bronimy wszej cywilizacji przed zagładą!
- Może trzeba nas bronić przed nami samymi. Nie zastanawiała się pani nad tym?
- My ufamy,iż ludzie wreszcie sami dojdą do wniosku,że największym darem jest życie i zaniechają wszelkich wojen i konfliktów!
- Bardzo to patetycznie zabrzmiało – odparł sarkastycznie Jonathan- ale proszę mi odpowiedzieć Brengold był jednym z was ?
- Nie był człowiekiem tylko całkowicie oddanym swoim przełożonym. Antagoniści udostępnili mu pewną technologię dzięki której zachowywał swój wygląd i kondycję.
- A to co znajdowało się w podziemiach tego budynku?
- To tylko maszyna twór całkowicie sztuczny urządzenie biomechaniczne oparte na budowie waszego czyli ludzkiego mózgu. Bardzo rozwinięta maszyna licząca.
- Trochę mnie pani uspokoiła. A teraz drugie pytanie . Dlaczego właśnie ja? Dlaczego wybraliście mnie?
- Myślałam, że zapyta pan o coś innego. Naprawdę nie domyśla się pan? Przecież zmienił pan tożsamość a nie pamięć prawda? Był pan wystarczająco długo agentem służb specjalnych, aby mieć odpowiednie przygotowanie do tej pracy. Ponadto nie bez znaczenia była zmiana tożsamości. Zgodnie z teorią liczb podsuniętą panu przeze mnie a rozwiniętą w pamiętnym artykule pana nie dało się całkowicie kontrolować. Dlatego wybór padł na pana Jonathanie.
- Czy muszę dać odpowiedź teraz czy pozwoli mi pani się zastanowić- Jonathan zapytał po dłuższej chwili milczenia.
- Oczywiście nie oczekuję odpowiedzi natychmiast. Pozwolę sobie zatelefonować jutro wieczorem. A teraz do zobaczenia. Życzę spokojnej nocy!
Jonathan po wyjściu Joanny jeszcze chwilę siedział przy stoliku. Wrócił do mieszkania. Stary zegar wybił godzinę 21. Sięgnął po telefon i wybrał znajomy numer.
- Słucham – odezwał się kobiecy głos.
- Cześć Elena! Mam dla ciebie i Eryka propozycję spotkajmy się jutro w moim laboratorium dobrze?
- Coś się stało? Masz taki zmieniony głos.
- Nie ale ciekawi mnie czy chcielibyście jeszcze raz uratować świat ?
   

środa, 3 września 2014

TOTALNA INWIGILACJA XV


                                                              ROZDZIAŁ XV

Jonathan spokojnie poszedł na najwyższe piętro budynku. Tutaj też nie było strażników. Za bardzo tu spokojnie – pomyślał. Zatrzymał się przed drzwiami gabinetu Brendolda. Wziął głęboki oddech i trzymając w wyciągniętej ręce broń energicznie otworzył drzwi.
- Jonathan Garet- głośno odezwał się Brengold siedzący jak zwykle za biurkiem- czekałem na ciebie wejdź proszę dalej - sztucznie silił na uprzejmość. Jonathan wszedł dwa kroki do środka i w tym momencie poczuł na skroni chłodny dotyk metalu.
- Zabierz proszę broń naszemu przyjacielowi, paralizator także- zwrócił się do człowieka celującego w Jonathana. Ten przesunął się do przodu . Jonathan odwrócił głowę i rozpoznał Eryka.
- Rozumiem, że mnie okłamałeś, ostatecznie jesteś lojalnym pracownikiem i wykonujesz polecenia swojego szefa, ale że okłamałeś kobietę, która darzy cię miłością to już stawia cię Eryku w bardzo złym świetle- Jonathan zwrócił się do strażnika.
- Nie przesadzaj Garet ta kobieta szybko zrozumie jakim błędem było uleganie twoim namowom.
- Pewnie tak szkoda tylko, że nie będzie mogła tego powiedzieć. Bo martwi przeważnie niewiele mówią- odparował Jonathan a widząc lekkie drżenie mięśni twarzy Eryka dodał złośliwie- ale tą kwestię omówicie sobie później sami.
- Masz rację ty Jonathanie raczej zastanów się nad swoim położeniem. Osobiście nie chciałbym być na twoim miejscu. Ponieważ postanowiłem dokończyć zlecone mi zadanie i jednak doprowadzić do twojej śmierci. A jednak nie jesteś taki inteligentny za jakiego się uważasz tak łatwo pozwoliłeś sobą manipulować. Wprawdzie na samym początku jak użyłeś tego swojego preparatu powodującego zakłócenie pracy czujników to trochę mnie zaskoczyłeś, ale dalsze twoje działania były bardzo przewidywalne. Sam widzisz jak łatwo kierować ludźmi wszystko da się obliczyć każdy twój ruch był zaplanowany przeze mnie. Pomimo,iż nie w pełni mogłem cię obserwować postępowałeś dokładnie tak jak chciałem Jonathanie!
- Więc zabijesz mnie wbrew zaleceniom swoich przełożonych?
- Radzie Dwudziestu się spokojnie wytłumaczę. Twoje zachowanie jest wielce naganne. Pomyśl wtargnąłeś do najbardziej strzeżonego pomieszczenia zabiłeś jednego z techników całkiem niewinnego człowieka i dwóch strażników. Uszkodziłeś zamek cyfrowy ( mam nadzieję,że już się udało go otworzyć ) i zepsułeś kosztowne urządzenia do monitoringu, a na koniec groziłeś mi bronią i tylko szybka reakcja mojego szefa ochrony uratowała mi życie. Bardzo ładny scenariusz i na dodatek zgodny z prawdą - roześmiał się Brengold.
- No tak trochę namieszałem ale jak się wytłumaczysz, że jednak mnie nie upilnowałeś i zniszczyłem to co dla was najważniejsze- ten twór zamknięty w przezroczystym słoju ? Pewnie za chwilę zaczniesz odczuwać niepokój a jeśli do tej pory jeszcze nie zastanowiło cię to, że nie udało się twoim pracownikom przywrócić porządku to muszę cię uświadomić, iż raczej to nie będzie możliwe ponieważ zrobiłem wszystko co w mojej mocy aby „to” zniszczyć.
- Co ty zrobiłeś – wrzasnął Brengold zrywając się z fotela – ty idioto co zrobiłeś ! Jeśli mówisz prawdę to nie zdajesz sobie sprawy co narobiłeś to „coś” ten jak go nazwałeś TWÓR to żywa istota ! Najwyższa forma inteligencji z jaką mogłeś się spotkać! A ty ją chcesz zabić !
- Podejrzewałem to i mam nadzieję,że już nie uda wam się uratować tej istoty. Powiedz to jakiś biokomputer ? Kto to stworzył ? Odpowiedz przecież i tak nikomu nie powiem nie będę miał okazji.
- Nie nigdy się tego nie dowiesz! -Brengold z powrotem usiadł na fotelu- zastrzel go Eryku. Już dawno powinienem wydać ten rozkaz.
Jonathan stojąc tyłem do strażnika usłyszał strzał- To już koniec -pomyślał zamknął oczy ale o dziwo nic nie poczuł. Otworzył oczy i zobaczył na piersi Brengolda rozrastającą się ciemno czerwoną prawie czarną plamę. Jonathan zbliżył się do rannego tamten skierował na niego wzrok. W jego oczach malowało się ogromne zdziwienie nie było w nich widać bólu ani żalu tylko zdziwienie.
- Jak to ? nie rozumiem ? – wyszeptał
- Czynnik ludzki – odparł Jonathan – czynnik ludzki nie wszystko da się obliczyć i przewidzieć – teraz patrząc na umierającego i jakby nagle postarzałego człowieka zrobiło się mu żal.- Szkoda ,że tak to musi się skończyć – dodał cicho.
- Nie okłamałem pana profesorze i nigdy nie oszukam Eleny a pan nie jest już moim szefem- zwrócił się do martwego teraz Brengolda.
- Chodźmy czas się stąd zabierać- powiedział Jonathan kierując się do drzwi. Wyszli z gabinetu zamykając za sobą starannie drzwi. Przechodząc obok pomieszczenia strażników Eryk zajrzał.
- To pańska robota – zapytał wskazując na ciała leżące w pokoju- czy to było konieczne ?
- Próbowali zniweczyć mój plan więc trzeba było ich usunąćzimnym głosem odparł Jonathan.
- Jest pan niebezpiecznym człowiekiem, to może się przydać – dodał oddając pistolet.
- Mam nadzieję, że nie będzie potrzebny.
Wyszli na zewnątrz. Na środku placu stał śmigłowiec. Obok maszyny zebrała się grupka ludzi naukowcy, kilku strażników oraz kilka innych osób. Kiedy podeszli Jonathan zwrócił się do Eleny.
- Mieliście być gotowi do startu, dlaczego nie robisz tego o co cię proszę.
- Przecież nie mogliśmy was zostawić ! Zaraz możemy startować -powiedziała szybko wskakując na fotel pilota.
- Teraz już się nie musimy spieszyć. Wszystko skończone. Brengold nie żyje , a superkomputer jest uszkodzony. Trzeba wywieźć stąd wszystkich ludzi elektrownię wyłączyć a budynek główny zamknąć na głucho, żeby nikt tutaj nic nie znalazł.
- Elektrowni atomowej nie można tak sobie wyłączyć – powiedział jeden z techników-to zbyt skomplikowane i niebezpieczne.
- Na pewno jakoś da się to zrobić- odparł Jonathan lekko poirytowany- proponuję, żeby strażnicy zebrali wszystkich ludzi tutaj mówcie, że nastąpiła awaria w elektrowni i grozi nam promieniowanie to nie będą zwlekać a wy spróbujcie jednak to wyłączyć a najlepiej uszkodzić tak , aby nie dało się tego naprawić. Kto jeszcze umie tym polecieć?- zwrócił się do Eleny.
- Prawie wszyscy strażnicy mają licencję pilota.
- To świetnie dobierz sobie ludzi i za dwie godziny wszyscy mają byś gotowi do ewakuacji. Postarajcie się proszę. Mam wrażenie , że dalsze pozostawanie na tej wyspie staje się niebezpieczne. Chodź Eryku mamy jeszcze jedną sprawę do załatwienia w głównym budynku.
Weszli do budynki i skierowali się do laboratorium chemicznego.
- Co pan zamierza profesorze – zapytał Eryk
- Mam zamiar podpalić ten gmach wprawdzie na dolne poziomy ogień się nie dostanie ale tutaj na poziomie mieszkalnym ma sporo materiału do strawienia. Mam zamiar zrobić coś w rodzaju zapalnika chemicznego a potem spowodować eksplozję w laboratorium dla zwiększenia efektu postaraj się o kilka baniek benzyny na pewno macie gdzieś skład paliwa.
- Przeraża mnie pan nie spodziewałem się u pana takich talentów.
- Jak to przecież jestem chemikiem potrafię zmieszać kilka substancji o różnych właściwościach – roześmiał się Jonathan.
- Nie o takim talencie mówię tylko o zdolnościach destrukcyjnych.
- Jednak niezbyt dokładnie sprawdzaliście mój życiorys. Ale potem o tym porozmawiamy teraz idź poszukaj mi paliwa i dopilnuj aby wszyscy opuścili ten budynek.
Po kilku chwilach Eryk wszedł niosąc dwa trzydziestolitrowe pojemniki z benzyną.
- Tyle wystarczy ? - zapytał.
- Musi. Nie ma czasu na przynoszenie większej ilości. Teraz pomóż ludziom się ewakuować i pospiesz elektryków,żeby wygasili reaktor.
- Jednego nie rozumiem profesorze, dlaczego się tak pan spieszy przecież godzina czy dwie teraz nie robią różnicy !
Jonathan przerwał na chwilę mieszanie jakiejś substancji.
- Czy ty Eryku udajesz czy naprawdę nie rozumiesz. Przecież Brengold wyraźnie powiedział,że nie jest samodzielną jednostką tylko stanowi część większego systemu.
Jak myślisz, czy pozostali członkowie jak to nazwał „rady dwudziestu” nie wiedzą,że coś się tu wydarzyło ? Myślisz , ze nie są gotowi przysłać tutaj kompanii najemników zdolnych odpowiednio ukarać winnych tego zamieszania? Ja wiem,że to tylko kwestia czasu. Więc do cholery jasnej nie marudź tylko zrób to o co cię proszę dobrze ? Aha nie zapomnij o strażniku w moim pokoju i tych na dole trzeba ich zabrać z budynku zanik nastąpi wybuch.
- O tym nie pomyślałem – mruknął Eryk pospiesznie wychodząc. Jonathan przelał do plastikowego pojemnika zmieszaną substancję powoli postawił go na podłodze na której wysypał sporą ilość żółto- burego proszku. Następnie rozlał dookoła benzynę. Drugi pojemnik wylał na korytarz i otwierając szeroko drzwi pospiesznie wyszedł. Na zewnątrz pilot śmigłowca już rozgrzewał silnik. Wszedł do środka byli tu już Borys, Orst i dwóch techników z elektrowni za sterami siedziała Elena a na fotelu drugiego pilota Eryk.
- Gdzie reszta ? – zapytał Jonathan przekrzykując coraz głośniejszy ryk silników. Eryk wskazał na leżące na siedzeniu słuchawki i po chwili powiedział do mikrofonu.
- Ochroniarze i „komputerowcy” już odlecieli bardzo się spieszyli jak powiedziałem, ze z elektrowni nastąpił wyciek promieniotwórczy. Pozostali za chwile wystartują a my za 15 minut też możemy startować. Niestety profesor Jamare nie żyje- dodał smutno- powiesił się w swoim pokoju.
- Jak po niego poszedłem to już było za późno – dodał drżącym głosem Borys- może jakbym najpierw po niego poszedł.
- Nie obwiniaj się to starszy człowiek podejrzewam,że za długo tutaj przebywał i za bardo obawiał się powrotu do zwykłego świata jeśli ktoś może czuć się odpowiedzialny za jego odejście to tylko ja- Jonathan zamilkł.
- Włączyliśmy procedurę awaryjnego wygaszania reaktora – odezwał się jeden z techników z elektrowni ale obawiam się, że może jednak dojść do skażenia środowiska a przynajmniej wnętrza elektrowni a już na pewno nie da się jej ponownie uruchomić.
- To bardzo dobrze mam nadzieję,że nikt tego nie będzie próbował
- Możemy już startować odezwała się Elena.
Helikopter wzniósł się powoli w powietrze kiedy zataczał ponowne koło nad tą dziwną i jednocześnie piękną wyspą z okien głównego budynku wydostawał się czarny gęsty dym.