środa, 27 maja 2015

Spotkanie u schyłku.

                                                  SPOTKANIE U SCHYŁKU



To był wyjątkowo zimny i ponury dzień nawet jak na październik.

 Robert siedział w swojej ulubionej kawiarni i gapił się na parującą filiżankę kawy.

 Co za idiotyczny dzień- myślał- źle się zaczął i ponuro się kończy. Nie dość,że w pracy same problemy to jeszcze ta diagnoza lekarska. Nieżyt żołądka jaka banalna choroba proszę stosować dietę, wyeliminować alkohol, używki, ostre przyprawy, ble,ble ble... Robert miał już serdecznie dość tego wszystkiego, odnosił wrażenie , że cały świat był jednym wielkim bagnem a on się w nie coraz bardziej zapada. Nic ale to nic w życiu mu się nie udało ! Przecież wczoraj skończył 40 lat i na pewno już nie osiągnie tak wymarzonego sukcesu. Jego plany już wyblakły jak stare fotografie. Kiedyś wydawało się, że czeka go kariera, duże pieniądze przecież był „obiecującym młodym człowiekiem” jak usłyszał od dziekana wydziału. Ale było to tak dawno. Teraz czuł się jak starzec. Coraz bardziej narastała w nim gorycz i zazdrość. Zazdrościł wszystkiego wszystkim. Kolegom z pracy sukcesów,młodym radości,

bogatym majątku długo można wymieniać te rzeczy ,które powodowały w nim narastającą złość. Dlaczego jest tak wiele niesprawiedliwości – myślał- dlaczego jedni ludzie mają wszystkiego w nadmiarze a innym brakuje podstawowych rzeczy i to nie tylko w sferze materialnej. Jemu brakowało wszystkiego talentu, szczęścia, pieniędzy. Całe życie sam w wynajętym mieszkaniu. Nie miał nawet swojego samochodu. Dlaczego tak jak w bajce nie złowiłem złotej rybki, która spełnia trzy życzenia , albo nie zjawił się czart z cyrografem, który wystarczyło podpisać kroplą krwi koniecznie z serdecznego palca -uśmiechnął się do tej myśli – i za „duszę” spełnił każde żądanie. I gdyby mnie zaproponował taki kontrakt to natychmiast bym się zgodził. Ale to jest świat realny tutaj rybki nie spełniają życzeń a diabli nie zabierają ludzkich „dusz”. Jaki ja jestem nieszczęśliwy – rozmyślał Robert.

- Bo się zaraz rozpłaczę !!!

- Słucham ? Co pan robi ? -Robert prawie wykrzyknął do mężczyzny przysiadającego się o jego stolika.

- Przepraszam bardzo. Czy mogę tutaj usiąść ? Nie lubię samotnie pić kawy bo nachodzą mnie różne myśli-powiedział nieznajomy usiadając naprzeciwko. Był to elegancki mężczyzna około 45 lat siwawy w tweedowej marynarce uszytej na miarę.

- A może ja nie życzę sobie towarzystwa-zapytał Robert- jest pełno wolnych miejsc.

- Ale już powiedziałem nie lubię być sam a pan jak widzę bardo potrzebuje dzisiaj towarzystwa i to osoby wyjątkowej a za taką jestem uważany !

To mówiąc popatrzył w stronę kelnerki , a ta natychmiast przyniosła parująca kawę.

- Skąd pan wie czego ja dzisiaj potrzebuję ? Znowu prawie wykrzyknął Robert.

- Proszę się tak nie denerwować. Jeszcze przed chwilą rozczulał się pan nad sobą Robercie chyba mogę się tak do pana zwracać ? A teraz zrobiłeś się agresywny.

- Nie życzę sobie aby pan zwracał się do mnie po imieniu a w ogóle nie znam pana i nie wiem skąd zna pan moje imię a w ogóle o czym pan mówi !!!

- O przepraszam popełniłem niezręczność nie przedstawiając się. A to dlatego,iż jestem powszechnie znany. Możesz się do mnie zwracać Mr. Vos albo po prostu M. natomiast dobrze wiesz o czym mówię. Byłem w pobliżu i usłyszałem jak się roztkliwiasz na sobą więc postanowiłem cię trochę „pocieszyć” miło z mojej strony prawda?

- Jak to „usłyszałem” przecież nic nie mówiłem ?

- Potrafię czytać w myślach. Fajnie co nie? Siedzi sobie taki człowieczek przy kawie i nie domyśla się nawet, że ktoś dobrze wie o czym duma zwłaszcza jak płacze nad swoim losem.

- A jeśli nawet to co pana to obchodzi panie M.

- Oj bardzo obchodzi zwłaszcza kiedy w pełnym przekonaniu wołasz w myślach „ach gdyby zjawił się czart z cyrografem to bez wahania zgodziłbym się na wszystko”

- ??? to znaczy , że jest pan diabłem,i przyszedł pan po moją duszę ??

- Mam wiele imion.

- Ale to przecież nie możliwe, to się nie zgadza z moim światopoglądem! Aha wiem już, lekarz uprzedzał, mam halucynacje. To nie dzieje się naprawdę.

- A to ciekawe. Nie zgadza się z twoim światopoglądem? Przecież jesteś katolikiem chodziłeś do kościoła, słuchałeś kazań, uczyłeś się religii tylko potem nagle przestałeś praktykować i jak sam powiadasz „jestem wierzący ale niepraktykujący”

więc twój światopogląd wierzącego człowieka przyjmuje „ niebo” więc także„piekło”

prawda? Zresztą nie mam ochoty aby cię przekonywać o mojej realności. Jestem tutaj ponieważ akurat byłem w pobliżu i postanowiłem się napić kawy a tutaj dają naprawdę dobrą kawę nawiasem mówiąc jeden z moich wynalazków- roześmiał się głośno M.

- Ok załóżmy, że ci wierzę więc jak rozumiem teraz wyciągniesz cyrograf i zawrzemy umowę, w której stawką będzie moja dusza?

- Jaki cyrograf? Ja przyszedłem na kawę po co mamy spisywać umowę, kiedy i tak należysz do mnie !

- Jak to? Należę do pana?

- Po prostu jak większość ludzi robisz wszystko, aby się do mnie dostać. Popatrz na swoje całe dorosłe życie jesteś małym zakłamanym szowinistycznym śmieciem!

Płaczesz nad swoim losem. A kto jest odpowiedzialny za tą sytuację w jakiej się obecnie znalazłeś ! Pomyśl i odpowiedz szczerze zaraz po studiach pracowałeś z przyjacielem nad ciekawym nowatorskim projektem...

- Niech mi pan tego nie przypomina od tego zaczął się mój pech „przyjaciel” ukradł moje pomysły i sam w tajemnicy ukończył zadanie i szybko przedstawił szefowi nie wspominając o mojej pracy!

- Taak? a kto fałszował wyniki badań, żeby opóźnić oddanie projektu ? Tyko kolega cię rozgryzł i pierwszy dokończył zleconą pracę był po prostu sprytniejszy. Kolejna sprawa użalasz się, że jesteś samotny. Pamiętasz Joannę ładną młodą i trochę naiwną dziewczynę, która obdarzyła cię uczuciem i co ?

-Nie pasowaliśmy do siebie ona miała bardzo niewielkie potrzeby a ja, ja chciałem czegoś więcej chciałem się rozwijać, coś osiągnąć!

- Jasne! Orzeł się znalazł uważaj bo zaraz odfruniesz! Chciałeś osiągnąć. Głównie wypchany portfel a ona nie była zamożna i to była podstawowa przyczyna tego nie pasowania do siebie. A własne mieszkanie? Mogłeś wziąć kredyt nie zarabiasz tak mało i ciągle masz pracę.

- Nie chciałem się wiązać myślałem,że wyjadę stąd.

- Nawet ci się udało. Najdalej pojechałeś do sąsiedniego miasteczka nie licząc wycieczek szkolnych prawda? Twoja chęć podróżowania jest porażająca! Ty po prostu nie boisz się zmian. Jesteś normalnym tchórzem !!! Tak więc nie płacz nad swoim losem bo jak widać nic nie zrobiłeś do tej pory aby go zmienić.

- Do tej pory? -Robert złapał się tego zdania – to znaczy, że może coś się wydarzyć w moim życiu?

- Jasne. Wydarzy się i to w niedalekiej przyszłości,ci a ja mogę ci w tym pomóc.

- Jak ???

- No mam pewne możliwości, koneksje. Znam pewne wpływowe osobistości. Zapewne byłbyś bardzo zdziwiony ile ludzi jest powiązanych z moją osobą. Tylko to zależy od ciebie czy chcesz coś osiągnąć czy dalej użalać się nad sobą przy filiżance kawy i kieliszku?

- Co mam zrobić? Zapisać swoją duszę?

- Niee to bajki dla dzieci „dusza” coś takiego nie istnieje to wymysł klechów – roześmiał się trochę zbyt głośno M.- wystarczy,że podejmiesz odpowiednie zobowiązanie i wykonasz wyznaczone przeze mnie zadanie niezbyt trudne zresztą.

- Jakie to zadanie? Na czym polega?

- Bardzo proste zaraz wszystko ci wyjaśnię tylko najpierw muszę wiedzieć czy zobowiązujesz się wykonać to o co poproszę. To jest warunek dalszej naszej współpracy – głos M. stał się nagle bardzo miły-sam rozumiesz ja też mam swoich szefów i muszę zachowywać pewne zasady.

- No nie wiem czy mam się tak w ciemno zgadzać – zastanawiał się Robert.

- Jeśli chcesz coś zmienić w swoim życiu.

- Chcę zmian, ale – Robert zawiesił głos – nie jestem pewien czy mogę panu ufać. Wie pan o mnie bardzo dużo.

- Wiem o tobie wszystko!

- Właśnie i to mnie przeraża - trochę – dodał po chwili Robert.

- Jak chcesz tylko nie masz wiele czasu do zastanawiania – głos M. znów stał się szorstki i opryskliwy – nie mam zamiaru tracić dla ciebie całego wieczoru. Wiedz tylko, iż drugiej szansy nie dostaniesz!

- Nie chyba odpuszczę ostatecznie jak pan sam powiedział nie lubię zmian. A układy z panem raczej nie wróżą nic dobrego. Tak myślę.

- Jesteś wyjątkowo nie konsekwentny! Najpierw jęczysz wzywasz mnie a teraz się boisz i wycofujesz. Myślisz, że jesteś jedyny. Takich jak ty są miliony jak ci się zdaje dlaczego niektórzy mają wszystko a inni nic? Bo trzeba w odpowiednim czasie podjąć wyzwanie nie zmarnować nadarzającej się okazji. Chwytać każdy dzień a nie myśleć co potem. Trzeba wiedzieć z kim „wejść w układy”. Myślisz,że komuś na tobie zależy. Nie łudź się. Ani piekło ani tym bardziej niebo nie na zamiaru o was walczyć zresztą popatrz – M. zrobił nieznaczny ruch ręką i Robert nagle zobaczył jakby czerwoną obwódkę wokół głów większości ludzi siedzących teraz w kawiarni. Spojrzał przez okno czerwona jaskrawa poświata otaczała ludzi. Było w tym coś przerażającego.

- C co zrobiłeś !

- Pozwoliłem ci zobaczyć więcej ci wszyscy „rozświetleni”to moi podopieczni oni należą do mnie a ty jak świecisz! Szkoda,że tutaj nie ma lustra cha cha cha- rozległ się złowieszczy śmiech M.

- Zostaw mnie - Robert zerwał się z krzesła – odejdź zostaw w spokoju.

- Dobrze jak chcesz – twarz M. wykrzywiła się w nieprzyjemnym grymasie- zostajesz sam nic ci już nie pomoże zmarnowałeś swoją jedyną i ostatnią szansę!!!

Robert szybko wyszedł z kawiarni. Przelotnie zobaczył tylko miły uśmiech kelnerki wokół, której roztaczała się dla odmiany błękitna poświata. Wyszedł mocno skołowany na ulicę deszcz właśnie znów zaczynał padać, powiał zimny wiatr. Postawił kołnierz płaszcza i nie rozglądając się wszedł na ulicę. Poczuł tylko silne uderzenie w bok i ciemność. Otworzył oczy i w zupełnej ciszy ujrzał pochylających się nad nim ludzi .Widział, że coś mówią. Ktoś krzyczał do telefonu, ale Robert nie słyszał słów, zupełnie nic. Nagle spośród pochylających się ludzi wyłoniła się znajoma twarz kelnerki z kawiarni opuszczonej przed chwilą i usłyszał wyraźny spokojny głos

- Już dobrze, nie jesteś sam, spokojnie ktoś po ciebie przyjdzie, skończyły się twoje problemy.

Robert zamknął oczy i zapadła ciemność.

piątek, 19 września 2014

TOTALNA INWIGILACJA EPILOG

                                                                        EPILOG


Jonathan Garet usiadł w swoim ulubionym fotelu trzymając kieliszek doskonałego francuskiego koniaku, na stoliku obok leżała otwarta książka. Takie chwile nadają sens życiu – pomyślał-i wtedy właśnie rozległ się dźwięk dzwonka telefonu, wyjątkowo natarczywie dzwonił Jonathan odczekał jeszcze trzy sygnały w nadziei,że ktoś zrezygnuje z rozmowy, ale telefon nie przestawał. Trzeba sobie kupić sekretarkę- pomyślał- ale wstał powoli i podniósł słuchawkę.
- Tak słucham – prawie warknął do mikrofonu.
- Dobry wieczór – usłyszał miły kobiecy głos - przepraszam, że przeszkadzam panu w lekturze ale musimy pilnie porozmawiać.
- Nic się nie stało słucham panią – odparł lekko zmieszany znacznie milszym głosem.
- To nie jest rozmowa na telefon spotkajmy się jutro o godzinie 17 w kawiarni przy 49 ulicy to niedaleko pańskiej firmy dobrze?
- Dobrze. Jak panią poznam?
- To ja pana rozpoznam dobranoc i miłej lektury.
Jonathan stał jeszcze przez chwilę zdumiony. Stracił ochotę na czytanie, a koniak wypił duszkiem. Znowu problemy- pomyślał- minęło już ponad trzy miesiące od wydarzeń na wyspie. Wrócił do pracy, pomału wymazywał z pamięci tamte chwile, wprawdzie utrzymywał luźne kontakty z Borysem i często spotykał Elenę z Erykiem nawet miał zaproszenie na ich ślub. Ostatecznie pracowali w tej samej firmie dzięki jego drobnej pomocy, ale ten telefon zapowiadał kłopoty. Podświadomie czuł,że będzie musiał coś zmienić znowu poczuł się stary i chociaż wcale miał ochoty na to spotkanie to wiedział,że musi spotkać się z tą kobietą o aksamitnym głosie.
Do kawiarni poszedł 10 minut przed wyznaczonym terminem z dwóch powodów. Po pierwsze nie znosił spóźnień i nie szanował nie punktualnych ludzi, a drugim powodem było to, że wolał aby ta kobieta jego szukała a nie on rozglądał się za nieznajomą. Jonathan zajął miejsce przy stoliku oddalonym od drzwi wejściowych, zamówił kawę i czekał. Punktualnie o 17 w drzwiach stanęła kobieta w wieko około 40 lat ubrana w bardzo elegancki grafitowy kostium. Rozejrzała się po sali i pewnie skierowała kroki w kierunku jego stolika, kiedy się zbliżyła Jonathan wstał.
- Dzień dobry panie Garet nazywam się Joanna - powiedziała podając mu dłoń
- Dzień dobry -odparł – czemu zawdzięczam to spotkanie – dodał lekko rozdrażnionym głosem.
- Jeszcze raz przepraszam, że niepokoję, ale muszę zwrócić się do pana o pomoc. Jednak zanim przejdziemy do sedna należy się panu wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Otóż jak pan się słusznie domyśla nasze spotkanie jest wynikiem ostatnich wydarzeń, w których brał pan udział łącznie z pobytem na wyspie i jej spektakularnym opuszczeniem. Ale muszę zacząć od początku. Jak pan wie w przestrzeni kosmicznej są miliardy gwiazd jednak tylko ich niewielki procent posiada planety, jeszcze mniej jest planet na których warunki sprzyjają powstaniu życia zwłaszcza w tak rozwiniętej formie jak tutaj. Wprawdzie wasza cywilizacja stoi na bardzo niskim stopniu rozwoju ale pomimo tego wy ludzie jak i wasz świat stanowi bardzo atrakcyjny kąsek dla innych. Dlatego też już od bardzo dawna jesteście bacznie obserwowani a nawet niektórzy bardziej lub mniej ingerują w wasze życie. I tutaj dochodzimy do meritum. Otóż w ostatnim czasie znacznie nasiliły się oddziaływania na was pewnej cywilizacji co spotkało się ze znacznym sprzeciwem pozostałych członków rady. Dlatego zostałam wysłana aby poprosić pana o pomoc w odnalezieniu i unieszkodliwieniu powstałej tutaj tak zwanej „rady dwudziestu”.
Jonathan milczał a jego oczy pewnie zrobiły się wielkości talerzyków deserowych ponieważ Joanna po chwili parsknęła śmiechem.
- Pani mnie wkręca prawda? To jakiś żart.
- Nie wiem, że to brzmi bardzo dziwnie ale to wszystko prawda.
- Jeśli tak to rozumiem,że jest pani kosmitką ciekawe czy potrafi pani to udowodnić- powiedział ze śmiechem Jonathan dyskretnie się rozglądając za ukrytą kamerą.
- Bardzo nie lubię określenia kosmita to brzmi trochę obraźliwie a jeśli chce pan dowód to proszę!
Wyciągnęła z kieszeni płaskie pudełeczko podobne do pilota od alarmu samochodowego nacisnęła jeden przycisk i nagle wszyscy ludzie w kawiarni zamarli, jak na fotografii zrobionej w ruchu.
- Co pani zrobiła?
- Nic wielkiego włączyłam pole martwego czasu.
- Czego? Przecież nic takiego nie istnieje !
- Och istnieje tylko wy o tym jeszcze nie wiecie. Teraz mi pan wierzy?
- Nie jestem pewien. Ale proszę to wyłączyć.
- Dobrze – nacisnęła guzik i wszyscy zachowywali się znów normalnie jak gdyby nic się nie stało- co do mnie to wyglądam trochę inaczej niż mnie pan postrzega, ale uznałam, że w tej postaci łatwiej będzie nawiązać mi kontakt z ludźmi.
- Całkiem dobrze to pani wyszło- mruknął Jonathan- ale czy to znaczy,że opanowała pani ciało jakieś kobiety tak jak to czasem przedstawiają w literaturze fantastycznej?
- Och nie po prosty wasze zmysły są raczej prymitywne i łatwo je oszukać.
- Załóżmy,że daję wiarę temu co mi pani mówiła, ale proszę odpowiedzieć na dwa pytania. Po pierwsze wspomniała pani o jakieś „radzie” i „pewnej cywilizacji” proszę uściślić te określenia kto to jest i jakie macie macie zamiary?
- Mówiłam,że życie we wszechświecie jest zjawiskiem rzadkim, ale istnieją istoty rozumne i to znacznie starsze od was. Wasza planeta jest jeszcze bardzo młoda podobnie jak cała galaktyka. Kiedyś wysoko rozwinięte cywilizacje zmuszone do porzucenia swoich światów utworzyły związek i połączyły siły w celu poszukiwania innych planet naddających się do zamieszkania. Jak uda się znaleźć taki układ gwiezdny to trzeba go otoczyć opieką a czasem zaadaptować do zamieszkania. Nie ma problemu jeśli planeta jest pozbawiona życia rozumnego. Wasza ziemia jest bardzo piękna i bardzo przyjazna dlatego w konfederacji wytworzył się rozłam. Ponieważ wasz gatunek ma dziwne skłonności do samounicestwienia, pewna partia postanowiła przejąć nad wami kontrolę, natomiast większość nie wyraża na to zgody stosując zasadę nie ingerencji.
- Rozumiem,że pani należy do tej drugiej frakcji.
- Tak dlatego właśnie potrzebujemy pańskiej pomocy. Sami nie możemy ingerować. Poza tym nie potrzebujemy zaognienia wewnętrznych sporów.
- Rozumiem potrzebujecie kogoś kto odwali za was całą brudną robotę a wy będziecie udawać, że nic wam o tym nie wiadomo.
- Ostatecznie bronimy wszej cywilizacji przed zagładą!
- Może trzeba nas bronić przed nami samymi. Nie zastanawiała się pani nad tym?
- My ufamy,iż ludzie wreszcie sami dojdą do wniosku,że największym darem jest życie i zaniechają wszelkich wojen i konfliktów!
- Bardzo to patetycznie zabrzmiało – odparł sarkastycznie Jonathan- ale proszę mi odpowiedzieć Brengold był jednym z was ?
- Nie był człowiekiem tylko całkowicie oddanym swoim przełożonym. Antagoniści udostępnili mu pewną technologię dzięki której zachowywał swój wygląd i kondycję.
- A to co znajdowało się w podziemiach tego budynku?
- To tylko maszyna twór całkowicie sztuczny urządzenie biomechaniczne oparte na budowie waszego czyli ludzkiego mózgu. Bardzo rozwinięta maszyna licząca.
- Trochę mnie pani uspokoiła. A teraz drugie pytanie . Dlaczego właśnie ja? Dlaczego wybraliście mnie?
- Myślałam, że zapyta pan o coś innego. Naprawdę nie domyśla się pan? Przecież zmienił pan tożsamość a nie pamięć prawda? Był pan wystarczająco długo agentem służb specjalnych, aby mieć odpowiednie przygotowanie do tej pracy. Ponadto nie bez znaczenia była zmiana tożsamości. Zgodnie z teorią liczb podsuniętą panu przeze mnie a rozwiniętą w pamiętnym artykule pana nie dało się całkowicie kontrolować. Dlatego wybór padł na pana Jonathanie.
- Czy muszę dać odpowiedź teraz czy pozwoli mi pani się zastanowić- Jonathan zapytał po dłuższej chwili milczenia.
- Oczywiście nie oczekuję odpowiedzi natychmiast. Pozwolę sobie zatelefonować jutro wieczorem. A teraz do zobaczenia. Życzę spokojnej nocy!
Jonathan po wyjściu Joanny jeszcze chwilę siedział przy stoliku. Wrócił do mieszkania. Stary zegar wybił godzinę 21. Sięgnął po telefon i wybrał znajomy numer.
- Słucham – odezwał się kobiecy głos.
- Cześć Elena! Mam dla ciebie i Eryka propozycję spotkajmy się jutro w moim laboratorium dobrze?
- Coś się stało? Masz taki zmieniony głos.
- Nie ale ciekawi mnie czy chcielibyście jeszcze raz uratować świat ?
   

środa, 3 września 2014

TOTALNA INWIGILACJA XV


                                                              ROZDZIAŁ XV

Jonathan spokojnie poszedł na najwyższe piętro budynku. Tutaj też nie było strażników. Za bardzo tu spokojnie – pomyślał. Zatrzymał się przed drzwiami gabinetu Brendolda. Wziął głęboki oddech i trzymając w wyciągniętej ręce broń energicznie otworzył drzwi.
- Jonathan Garet- głośno odezwał się Brengold siedzący jak zwykle za biurkiem- czekałem na ciebie wejdź proszę dalej - sztucznie silił na uprzejmość. Jonathan wszedł dwa kroki do środka i w tym momencie poczuł na skroni chłodny dotyk metalu.
- Zabierz proszę broń naszemu przyjacielowi, paralizator także- zwrócił się do człowieka celującego w Jonathana. Ten przesunął się do przodu . Jonathan odwrócił głowę i rozpoznał Eryka.
- Rozumiem, że mnie okłamałeś, ostatecznie jesteś lojalnym pracownikiem i wykonujesz polecenia swojego szefa, ale że okłamałeś kobietę, która darzy cię miłością to już stawia cię Eryku w bardzo złym świetle- Jonathan zwrócił się do strażnika.
- Nie przesadzaj Garet ta kobieta szybko zrozumie jakim błędem było uleganie twoim namowom.
- Pewnie tak szkoda tylko, że nie będzie mogła tego powiedzieć. Bo martwi przeważnie niewiele mówią- odparował Jonathan a widząc lekkie drżenie mięśni twarzy Eryka dodał złośliwie- ale tą kwestię omówicie sobie później sami.
- Masz rację ty Jonathanie raczej zastanów się nad swoim położeniem. Osobiście nie chciałbym być na twoim miejscu. Ponieważ postanowiłem dokończyć zlecone mi zadanie i jednak doprowadzić do twojej śmierci. A jednak nie jesteś taki inteligentny za jakiego się uważasz tak łatwo pozwoliłeś sobą manipulować. Wprawdzie na samym początku jak użyłeś tego swojego preparatu powodującego zakłócenie pracy czujników to trochę mnie zaskoczyłeś, ale dalsze twoje działania były bardzo przewidywalne. Sam widzisz jak łatwo kierować ludźmi wszystko da się obliczyć każdy twój ruch był zaplanowany przeze mnie. Pomimo,iż nie w pełni mogłem cię obserwować postępowałeś dokładnie tak jak chciałem Jonathanie!
- Więc zabijesz mnie wbrew zaleceniom swoich przełożonych?
- Radzie Dwudziestu się spokojnie wytłumaczę. Twoje zachowanie jest wielce naganne. Pomyśl wtargnąłeś do najbardziej strzeżonego pomieszczenia zabiłeś jednego z techników całkiem niewinnego człowieka i dwóch strażników. Uszkodziłeś zamek cyfrowy ( mam nadzieję,że już się udało go otworzyć ) i zepsułeś kosztowne urządzenia do monitoringu, a na koniec groziłeś mi bronią i tylko szybka reakcja mojego szefa ochrony uratowała mi życie. Bardzo ładny scenariusz i na dodatek zgodny z prawdą - roześmiał się Brengold.
- No tak trochę namieszałem ale jak się wytłumaczysz, że jednak mnie nie upilnowałeś i zniszczyłem to co dla was najważniejsze- ten twór zamknięty w przezroczystym słoju ? Pewnie za chwilę zaczniesz odczuwać niepokój a jeśli do tej pory jeszcze nie zastanowiło cię to, że nie udało się twoim pracownikom przywrócić porządku to muszę cię uświadomić, iż raczej to nie będzie możliwe ponieważ zrobiłem wszystko co w mojej mocy aby „to” zniszczyć.
- Co ty zrobiłeś – wrzasnął Brengold zrywając się z fotela – ty idioto co zrobiłeś ! Jeśli mówisz prawdę to nie zdajesz sobie sprawy co narobiłeś to „coś” ten jak go nazwałeś TWÓR to żywa istota ! Najwyższa forma inteligencji z jaką mogłeś się spotkać! A ty ją chcesz zabić !
- Podejrzewałem to i mam nadzieję,że już nie uda wam się uratować tej istoty. Powiedz to jakiś biokomputer ? Kto to stworzył ? Odpowiedz przecież i tak nikomu nie powiem nie będę miał okazji.
- Nie nigdy się tego nie dowiesz! -Brengold z powrotem usiadł na fotelu- zastrzel go Eryku. Już dawno powinienem wydać ten rozkaz.
Jonathan stojąc tyłem do strażnika usłyszał strzał- To już koniec -pomyślał zamknął oczy ale o dziwo nic nie poczuł. Otworzył oczy i zobaczył na piersi Brengolda rozrastającą się ciemno czerwoną prawie czarną plamę. Jonathan zbliżył się do rannego tamten skierował na niego wzrok. W jego oczach malowało się ogromne zdziwienie nie było w nich widać bólu ani żalu tylko zdziwienie.
- Jak to ? nie rozumiem ? – wyszeptał
- Czynnik ludzki – odparł Jonathan – czynnik ludzki nie wszystko da się obliczyć i przewidzieć – teraz patrząc na umierającego i jakby nagle postarzałego człowieka zrobiło się mu żal.- Szkoda ,że tak to musi się skończyć – dodał cicho.
- Nie okłamałem pana profesorze i nigdy nie oszukam Eleny a pan nie jest już moim szefem- zwrócił się do martwego teraz Brengolda.
- Chodźmy czas się stąd zabierać- powiedział Jonathan kierując się do drzwi. Wyszli z gabinetu zamykając za sobą starannie drzwi. Przechodząc obok pomieszczenia strażników Eryk zajrzał.
- To pańska robota – zapytał wskazując na ciała leżące w pokoju- czy to było konieczne ?
- Próbowali zniweczyć mój plan więc trzeba było ich usunąćzimnym głosem odparł Jonathan.
- Jest pan niebezpiecznym człowiekiem, to może się przydać – dodał oddając pistolet.
- Mam nadzieję, że nie będzie potrzebny.
Wyszli na zewnątrz. Na środku placu stał śmigłowiec. Obok maszyny zebrała się grupka ludzi naukowcy, kilku strażników oraz kilka innych osób. Kiedy podeszli Jonathan zwrócił się do Eleny.
- Mieliście być gotowi do startu, dlaczego nie robisz tego o co cię proszę.
- Przecież nie mogliśmy was zostawić ! Zaraz możemy startować -powiedziała szybko wskakując na fotel pilota.
- Teraz już się nie musimy spieszyć. Wszystko skończone. Brengold nie żyje , a superkomputer jest uszkodzony. Trzeba wywieźć stąd wszystkich ludzi elektrownię wyłączyć a budynek główny zamknąć na głucho, żeby nikt tutaj nic nie znalazł.
- Elektrowni atomowej nie można tak sobie wyłączyć – powiedział jeden z techników-to zbyt skomplikowane i niebezpieczne.
- Na pewno jakoś da się to zrobić- odparł Jonathan lekko poirytowany- proponuję, żeby strażnicy zebrali wszystkich ludzi tutaj mówcie, że nastąpiła awaria w elektrowni i grozi nam promieniowanie to nie będą zwlekać a wy spróbujcie jednak to wyłączyć a najlepiej uszkodzić tak , aby nie dało się tego naprawić. Kto jeszcze umie tym polecieć?- zwrócił się do Eleny.
- Prawie wszyscy strażnicy mają licencję pilota.
- To świetnie dobierz sobie ludzi i za dwie godziny wszyscy mają byś gotowi do ewakuacji. Postarajcie się proszę. Mam wrażenie , że dalsze pozostawanie na tej wyspie staje się niebezpieczne. Chodź Eryku mamy jeszcze jedną sprawę do załatwienia w głównym budynku.
Weszli do budynki i skierowali się do laboratorium chemicznego.
- Co pan zamierza profesorze – zapytał Eryk
- Mam zamiar podpalić ten gmach wprawdzie na dolne poziomy ogień się nie dostanie ale tutaj na poziomie mieszkalnym ma sporo materiału do strawienia. Mam zamiar zrobić coś w rodzaju zapalnika chemicznego a potem spowodować eksplozję w laboratorium dla zwiększenia efektu postaraj się o kilka baniek benzyny na pewno macie gdzieś skład paliwa.
- Przeraża mnie pan nie spodziewałem się u pana takich talentów.
- Jak to przecież jestem chemikiem potrafię zmieszać kilka substancji o różnych właściwościach – roześmiał się Jonathan.
- Nie o takim talencie mówię tylko o zdolnościach destrukcyjnych.
- Jednak niezbyt dokładnie sprawdzaliście mój życiorys. Ale potem o tym porozmawiamy teraz idź poszukaj mi paliwa i dopilnuj aby wszyscy opuścili ten budynek.
Po kilku chwilach Eryk wszedł niosąc dwa trzydziestolitrowe pojemniki z benzyną.
- Tyle wystarczy ? - zapytał.
- Musi. Nie ma czasu na przynoszenie większej ilości. Teraz pomóż ludziom się ewakuować i pospiesz elektryków,żeby wygasili reaktor.
- Jednego nie rozumiem profesorze, dlaczego się tak pan spieszy przecież godzina czy dwie teraz nie robią różnicy !
Jonathan przerwał na chwilę mieszanie jakiejś substancji.
- Czy ty Eryku udajesz czy naprawdę nie rozumiesz. Przecież Brengold wyraźnie powiedział,że nie jest samodzielną jednostką tylko stanowi część większego systemu.
Jak myślisz, czy pozostali członkowie jak to nazwał „rady dwudziestu” nie wiedzą,że coś się tu wydarzyło ? Myślisz , ze nie są gotowi przysłać tutaj kompanii najemników zdolnych odpowiednio ukarać winnych tego zamieszania? Ja wiem,że to tylko kwestia czasu. Więc do cholery jasnej nie marudź tylko zrób to o co cię proszę dobrze ? Aha nie zapomnij o strażniku w moim pokoju i tych na dole trzeba ich zabrać z budynku zanik nastąpi wybuch.
- O tym nie pomyślałem – mruknął Eryk pospiesznie wychodząc. Jonathan przelał do plastikowego pojemnika zmieszaną substancję powoli postawił go na podłodze na której wysypał sporą ilość żółto- burego proszku. Następnie rozlał dookoła benzynę. Drugi pojemnik wylał na korytarz i otwierając szeroko drzwi pospiesznie wyszedł. Na zewnątrz pilot śmigłowca już rozgrzewał silnik. Wszedł do środka byli tu już Borys, Orst i dwóch techników z elektrowni za sterami siedziała Elena a na fotelu drugiego pilota Eryk.
- Gdzie reszta ? – zapytał Jonathan przekrzykując coraz głośniejszy ryk silników. Eryk wskazał na leżące na siedzeniu słuchawki i po chwili powiedział do mikrofonu.
- Ochroniarze i „komputerowcy” już odlecieli bardzo się spieszyli jak powiedziałem, ze z elektrowni nastąpił wyciek promieniotwórczy. Pozostali za chwile wystartują a my za 15 minut też możemy startować. Niestety profesor Jamare nie żyje- dodał smutno- powiesił się w swoim pokoju.
- Jak po niego poszedłem to już było za późno – dodał drżącym głosem Borys- może jakbym najpierw po niego poszedł.
- Nie obwiniaj się to starszy człowiek podejrzewam,że za długo tutaj przebywał i za bardo obawiał się powrotu do zwykłego świata jeśli ktoś może czuć się odpowiedzialny za jego odejście to tylko ja- Jonathan zamilkł.
- Włączyliśmy procedurę awaryjnego wygaszania reaktora – odezwał się jeden z techników z elektrowni ale obawiam się, że może jednak dojść do skażenia środowiska a przynajmniej wnętrza elektrowni a już na pewno nie da się jej ponownie uruchomić.
- To bardzo dobrze mam nadzieję,że nikt tego nie będzie próbował
- Możemy już startować odezwała się Elena.
Helikopter wzniósł się powoli w powietrze kiedy zataczał ponowne koło nad tą dziwną i jednocześnie piękną wyspą z okien głównego budynku wydostawał się czarny gęsty dym.

poniedziałek, 7 lipca 2014

TOTALNA INWIGILACJA XIV

                                                             ROZDZIAŁ XIV

Pewnie mnie już widzą i zaraz przygotują niezłe powitanie- pomyślał. Rozglądał się w windzie ale nie było tutaj żadnych drzwiczek w suficie ani w podłodze wszędzie lita blacha policzył przyciski pięter było ich 11. Pamiętał,że budynek jest trzy piętrowy a laboratoria są na poziomie minus jeden w takim razie powinien wysiąść jak winda zatrzyma się drugi raz ale tam na pewno będą już czekali więc postanowił,że wyjdzie znacznie wcześniej. Stanął w głębi z bronią gotową do strzału. Winda zatrzymała się ,ale nikogo nie było widać. Wyszedł ostrożnie się rozglądając. W korytarzu postanowił pójść schodami. Mijał kolejne poziomy i słyszał coraz większy ruch. Jacyś ludzie biegali ktoś wydawał szybko polecenia. Wreszcie dotarł do poziomu laboratoriów. Ostrożnie wyjrzał zza drzwi. W przejściu stał tylko jeden strażnik potężny facet trzymający w ręku policyjną pałkę. Jonathan ruszył w kierunku laboratorium Borysa.
- Stój -krzyknął strażnik – proszę natychmiast wrócić na do swojego pokoju !
- Muszę rozmawiać z profesorem Zawidowskym.
- To niemożliwe – strażnik podniósł ostrzegawczo pałkę do góry. Jonatan spokojnie wycelował paralizator i nacisnął spust. Grymas bólu odmalował się na twarzy ochroniarza i miękko spłynął na podłogę.
- I po co ci to było? Trzeba było pozwolić pogadać ze znajomym -powiedział Jonathan doskonale zdając sobie sprawę,że leżący człowiek już go nie słyszy. Otworzył drzwi laboratorium fizyka i nie wchodząc do środka zawołał.
- Borys !
- Nareszcie ktoś normalny – odezwał się naukowiec – wiesz co się dzieje? Zaraz po przyjściu do laboratorium zostałem zamknięty. Słychać było tylko jakieś krzyki i bieganinę. Teraz to ucichło takiego harmideru nie słyszałem od czasu kiedy tu się znalazłem.
- Wiem ktoś uszkodził ten „mózg” znajdujący się na najniższym poziomie i my to musimy wykorzystać trzeba wreszcie się zabierać poszukaj pozostałych i spotkamy się na zewnątrz ja idę po pilota naszego śmigłowca.
- Ale jazda kto mógł to zrobić? Ale przecież nie będą nas chcieli wypuścić!
- Borys rusz głową !!! weź swój paralizator i strzelaj do każdego kto będzie chciał was zatrzymać ! A swoją drogą to bardzo fajna zabawka załatwiłem już tym sprzętem czterech strażników tylko bateria chyba mi się kończy.
- Pokaż ! No jeszcze nie masz 30 procent mocy jak padnie to dam ci swoją.
- Spokojnie mam jeszcze Glocka i dodatkowy magazynek razem 34 naboje może wystarczy – roześmiał się złośliwie Jonathan- no idziemy szkoda czasu.
Borys ruszył w stronę laboratoriów żeby zebrać pozostałych naukowców a Jonathan skierował się w stronę wyjścia ponieważ jak się domyślał tam znajdowało się pomieszczenie monitoringu. Powoli wszedł na główny hol. Ku jego zdziwieniu i radości jednocześnie nigdzie nie widział ochroniarzy. Przed samym wyciem jedne drzwi były lekko uchylone i z tego pokoju słychać było podniesione głosy. Zbliżył się trzymając w ręku odbezpieczony pistolet.
- Pytam ostatni raz ty szmato! Powiesz co zrobiłaś czy mam ci wyłupić to niebieskie oko!
- Naprawdę nie wiem co się stało monitory błysnęły i zaraz zgasły- rozległ się znajomy kobiecy głos. Jonathan przysunął się do szpary w drzwiach i zobaczył stojącą pod ścianą Elenę a przed wielkiego draba trzymającego w ręku paskudny nóż.
- Nie kłam tylko ty i ten twój kochaś tak dobrze znacie system nie wiem dlaczego szef jeszcze was trzyma już dawno mówiłem,że powinniście pływać razem z rekinami zaraz po tym jak dowiedział się, że zwąchaliście się oboje z tym cwanym profesorkiem przywiezionym z wyspy jego też załatwię! Gadaj zaraz !!! A jak ty nie powiesz to wyciągnę tego twojego Eryka z elektrowni i on przywróci system !!
- Już wiem co zepsuła- rozległ się głos innego mężczyzny będącego poza zasięgiem wzroku Jonathana- możesz ją zbić nie będzie już potrzebna. Zaraz będzie podgląd.
- Chyba nie zdążysz mnie załatwić – powiedział zimno Jonathan stając w otwartych drzwiach. Potężnie zbudowany ochroniarz błyskawicznie się odwrócił w jego oczach przez moment widać było błysk zdziwienia, który natychmiast zastygł. Naukowiec strzelił i na czole strażnika pojawiła się czerwona plama.
- Zostaw- krzyknął do drugiego strażnika widząc jak tamten zrywa się z krzesła i łapie za broń leżącą obok. Znowu strzał i drugi strażnik z przestrzeloną szyją upadł na stolik przed monitorami. Elena stała z przerażeniem w oczach.
- Już po wszystkim chodź ze mną.
- Zabił ich pan profesorze – powiedziała wciąż przerażona.
- Groził ci i mnie również nie było innego wyjścia- w głosie Jonathana znów zabrzmiał ten zimy dźwięk – chodźże już, musisz odszukać Eryka i uciekajmy z tej przeklętej wyspy. Elena posłusznie skierowała się w stronę drzwi wyjściowych.
- A pan? - zapytała widząc,że Jonathan kieruje się z powrotem- gdzie pan idzie?
- Słuchaj wyjdź na zewnątrz odszukaj Eryka zbierzcie wszystkich naukowców i tych co będą chcieli z wami lecieć przygotujcie helikoptery, całe towarzystwo niech wsiądzie. Jak nie wyjdę za 20 minut to odlatujecie beze mnie zrozumiano! Ja mam tutaj jeszcze coś do załatwienia. W razie czego nie wahaj się użyć broni- podał jej pistolet zabrany martwemu strażnikowi – całkiem niezły ten Glock. Całkiem niezły- powiedział kierując się na piętro.
  

wtorek, 24 czerwca 2014

TOTALNA INWIGILACJA XIII

                                                     ROZDZIAŁ XIII

Jednakże niepokój Eleny udzielił się i jemu doskonale zdawał sobie sprawę,że Eryk prawdopodobnie miał duże kłopoty i to on właśnie był ich przyczyną. No cóż ryzyko wpisane w zawód -mruknął do siebie – ale jakoś go to nie uspokoiło. Zdążył już polubić tego młodego człowieka i w głębi duszy wiedział,że zrobi wszystko aby mu pomóc o ile to jeszcze możliwe. Jeśli Brendold dowiedział się o ich wycieczce na najniższy poziom to sytuacja Eryka była nie do pozazdroszczenia. Elena też sporo ryzykowała przychodząc tutaj. Chyba, że była to prowokacja. Wszystko mogło być zaplanowane, zniknięcie Eryka, rozmowa z Eleną, a nawet pokazanie mu tego „czegoś” na dole. Nie dać się zwariować- myślał- nie pozwolić się sprowokować, a jeżeli to nie prowokacje to chyba nie doceniłem Brengolda. Jonathan postanowił jednak poczekać kilka dni – zobaczymy co teraz zrobisz powiedział półgłosem do siebie i uspokojony usnął.
Następnego ranka obudził się już w lepszym humorze. Przez kolejnych kilka dni nie widział Eleny ani Eryka, spotykając się z naukowcami unikał rozmów na temat ucieczki w laboratorium, bardzo intensywnie pracował wykonując doświadczenia do niczego nowego nie prowadzące. Jednak cały czas dręczyła go myśl co dzieje się z Eleną i Erykiem. Ten względny spokój zwiastował nadchodzącą burzę. I niestety nie pomylił się. Minął już prawie tydzień więc Jonathan postanowił wprowadzić w życie swój plan. Tego wieczoru zabrał z laboratorium fiolkę zawierającą brunatną ciecz i sporą strzykawkę. Pewną trudność sprawiło mu przemycenie tych przedmiotów do pokoju ale jego „opiekun” już od pewnego czasu nie poświęcał zbyt wiele uwagi jego osobie. Następnego ranka obudził się trochę wcześniej niż zwykle. Szybko zjadł podane śniadanie a kiedy otworzyły się drzwi i stanął w nich strażnik Jonathan wycelował w niego paralizator nastawiony wcześnie na 60 procent mocy i nacisnął spust. Rozległ się suchy trzask i strażnik osunął się na podłogę. Naukowiec zaciągnął bezwładne ciało w kierunku łazienki odebrał broń - niezłego Glocka i dodatkowy magazynek. Związał wciąż nieprzytomnego strażnika i wyszedł zamykając drzwi.
Wychodząc pomyślał wprawdzie,że ten człowiek może umrzeć ale jakoś nie odczuwał z tego powodu wyrzutów sumienia. Skierował się w stronę windy,którą zjechał z do podziemi budynku w czasie wycieczki z Erykiem. Drzwi się otworzyły jednak kiedy wcisnął najniższy guzik winda nie reagowała. Ponownie nacisnął przycisk poziomu drugiego od końca. Tym razem drzwi się zamknęły i winda bezszelestnie ruszyła w dół. Stojąc w windzie Jonathan obserwował przesuwające się piętra zastanawiając się co zrobi jeśli ktoś będzie chciał się dosiąść, ale po chwili ciągnącej się nie współmiernie długo zatrzymał się na wybranym poziomie. Drzwi rozsunęły się cicho wyszedł ostrożnie się rozglądając. W korytarzu po jednej i drugiej stronie było kilkanaście drzwi najbliższe po jego prawej były otwarte. Jonathan ostrożnie zaglądnął do pomieszczenia była to jadalnia całkowicie pusta o tej porze. Nagle usłyszał kroki. Wsunął się za uchylone drzwi. W kierunku windy szedł człowiek ubrany w biały rozpięty fartuch raczej chuderlawy i przygarbiony o cerze w kolorze pustynnego pisku. Kiedy minął kryjówkę Jonathana ten wysunął się zza drzwi wyciągając z kieszeni pistolet. Mężczyzna gwałtownie się odwrócił.
- Co pan tu robi ? -zapytał rozdrażnionym głosem- Tutaj nie wolno panu przeby...
głos mu zadrżał ponieważ dopiero teraz zobaczył wycelowany w siebie pistolet.
- Spokojnie przyszedłem trochę pozwiedzać.
Jonathan sprawnie złapał technika za nadgarstek wykręcając mu rękę i wbijając lufę glocka w bok.
- Teraz zjedziemy sobie na najniższy poziom -powiedział
- Nie wolno panu ! Nie mam uprawnień-sprostował.
- Bzdura jesteś technikiem pracującym na najniższym poziomie. Idziemy – Jonathan popchnął technika wbijając mu silniej pistolet pod żebra.
- Może mnie pan zastrzelić ja nie pójdę!
- Nie żartuj strzelę ci w bok to zobaczysz jaki to ból kiedy będziesz umierał, dość tego heroizmu nie mam czasu na dyskusje z tobą, idziemy.
Teraz zakładnik posłusznie ruszył w kierunku windy. Dobrze że trafiłem na takiego cherlaka pomyślał Jonathan powinienem sobie z nim dać radę. Weszli do windy.
- Jedziemy na sam dół – powiedział Jonathan. Technik posłusznie wyciągnął identyfikator wsunął w szparę obok przycisków i nacisnął najniższy guzik.
- Co chce pan zrobić ? – zapytał drżącym głosem
- Jeszcze nie wiem mam zamiar zobaczyć co się tam znajduje. Winda zatrzymała się. Jonathan puścił technika lecz wciąż trzymał wycelowany pistolet .
- Idziemy dalej ! Zatrzymali się przed drzwiami do pomieszczenia z „komputerem”
- Otwieraj – władczym tonem powiedział Jonathan. Technik posłusznie wklepał kod w zamku szyfrowym i drzwi się otworzyły ukazując znany Jonathanowi już widok przezroczystej bryły wypełnionej dziwną substancją.
- Jeśli pan tam wejdzie to już nie opuści tego pomieszczenia – odezwał się technik – zaraz uruchomi się alarm i drzwi zamkną się automatycznie.
- Właśnie na to liczę a ty za dużo gadasz- Jonathan walnął człowieka kolbą pistoletu w skroń. Technik przewrócił się na podłogę. Jonathan zerwał z bezwładnego ciała identyfikator i wsunął do kieszeni fartucha. Wyciągnął strzykawkę i fiolkę z brunatną cieczą. Napełnił strzykawkę płynem, następnie spiesząc się odnalazł przezroczystą rurę doprowadzającą szarą substancję i z całą mocą wbił w nią igłę strzykawki wciskając jednocześnie tłoczek. Kiedy płyn ze strzykawki dostał się do środka ciecz zabarwiła się na fioletowy kolor i popłynęła w stronę świetlistego walca. Jonathan szybko wybiegł z pomieszczenia. Drzwi się zatrzasnęły a naukowiec wyciągnął paralizator i ustawiając na najwyższy poziom strzelił w zamek szyfrowy. Usłyszał trzask i z konsoli uniósł się błękitny dym. W tym momencie rozległ się przeraźliwy dźwięk syren. Teraz trzeba się „tylko”stąd wydostać – myślał naukowiec stając przed drzwiami windy. Nacisnął przycisk i nic. Dokładnie jeszcze raz oglądnął panel z przyciskami. Z tej strony nie nie było czytnika do którego można by użyć identyfikatora zabranego technikowi a piekielny dźwięk syreny nie pozwalał na usłyszenie czy mechanizm dźwigu pracuje na wszelki wypadek wyciągnął paralizator, sprawdził baterię i ustawił na połowę mocy. W tym korytarzu nawet nie ma się gdzie ukryć – mruknął Jonathan. Wtem drzwi windy rozsunęły się i zobaczył dwóch strażników z wyciągniętą bronią wystrzelił prawie na oślep z paralizatora. Niemalże widział przeskakującą białą iskrę i obaj mężczyźni osunęli się na podłogę.Wszedł do windy i nacisnął po kolei co trzeci przycisk. Dźwig ruszył do góry.







 

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

TOTALNA INWIGILACJA XII

                                                            ROZDZIAŁ XII

Jonathan wracając do swojego pokoju miał już sprecyzowany plan działania. Teraz pozostało tylko czekać , kiedy znów skontaktuje się z nim Eryk ponieważ tyko on mógł zorganizować skuteczny sposób opuszczenia wyspy. Mam nadzieję,że to nie był blef z jego strony -Jonathan zaczął nawet głośno precyzować swoje myśli- a jeżeli tak to przynajmniej mogę wam trochę zaszkodzić- mruknął do siebie ściskając w kieszeni otrzymany przed chwilą paralizator. Tak rozmyślając doszedł do swojego pokoju. Otworzył drzwi i usłyszał znajomy głos ze środka pomieszczenia.
- Proszę nie zapalać światła panie profesorze !
Jonathan wszedł do środka zamknął drzwi i dopiero wtedy zaświecił lampę.
- Co cię sprowadza Eleno ?
-Panie profesorze nie wiem gdzie jest Eryk – rozpaczliwie odpowiedziała kobieta
- Nie denerwuj się opowiedz od początku co się stało.
- Dzisiaj miałam dyżur przed monitorami wie pan jaka to nuda siedzi się w małym pomieszczeniu o obserwuje co się dzieje na poszczególnych poziomach. W pewnym momencie zauważyłam, że Eryk idzie w kierunku gabinetu szefa. Nie było to nic dziwnego, ponieważ dosyć często jako kierownik ochrony bywał wzywany do pana Brengolda. Jednakże dzisiaj było widać,że jest trochę podenerwowany. Coś musiało się wydarzyć. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo potem do gabinetu wszedł Karl wie pan ten wysoki strażnik chyba z pochodzenia Niemiec bo ma taki dziwny akcent później Eryk w towarzystwie Karla wyszli od szefa i od tego czasu nie widziałam Eryka !
- Jak myślisz gdzie poszli ?
- Nie wiem chyba wyszli z budynku monitoring tego nie obejmuje a ja nie mogłam opuścić stanowiska. Panie profesorze wiedziałam, że czegoś się domyślają. Najpierw mnie przenieśli do działu monitoringu , potem zniknięcie Eryka. Mogłam spokojnie robić swoje ale pan chciał uciekać a ja posłuchałam ! I tak nic z tego szef się nas pozbędzie a pan i tak nigdzie nie ucieknie a jak będzie pan próbował to i pana zabiją.
Elena się rozpłakała.
- Opanuj się – spokojnie powiedział Jonathan- wydaje mi się,że to prowokacja ze strony Brengolda. Mówiłem ci, że trzeba uważać nie tylko co się mówi , ale również na swoje zachowanie a nawet myśli. Doskonale wiesz że wszyscy tutaj są stale obserwowani i kontrolowani nie tylko przez współpracowników ale również przez to „coś” co znajduje się na najniższym poziomie. Brengold doskonale zdaje sobie sprawę,że ja nie będę siedział z założonymi rękami zresztą niedawno rozmawiałem z nim i wcale nie ukrywałem, że będę próbował ucieczki. Dlatego każdy kto ma styczność ze mną jest pod szczególnym nadzorem. Z drugiej zaś strony na pewno dowiedział się również, że ty z Erykiem za często jak na jego rozum się spotykacie a takie zachowanie nie jest dobre dla zachowania dyscypliny. Więc wydaje mi się,że tą sytuację można wyjaśnić na dwa sposoby. Po pierwsze: Brengold wysyłając gdzieś twojego przyjaciela chce was rozdzielić a jednocześnie odizolować ode mnie i w ten sposób łatwiej was kontrolować a po drugie domyślając się co ja zamierzam zrobić próbuje sprowokować moje działanie mniemając iż zaryzykuje ucieczkę bez przygotowanego planu. Dlatego proszę cię o spokój nie popadajmy w panikę. Jestem przekonany, że Erykowi nic nie grozi i niedługo się zobaczycie nawet Brengold nie pozbyłby się tak dobrego pracownika ! A teraz powiedz mi czy ty umiesz pilotować śmigłowiec?
- Oczywiście przeszłam odpowiednie szkolenie. Tak samo jak wszyscy strażnicy tutejszego ośrodka.
- A teraz bardo ważne pytanie czy w razie jakichś nieprzewidzianych wypadków mogę na ciebie liczyć ?
- Tylko wówczas kiedy obieca mi pan, że odnajdziemy Eryka! Bez niego nigdzie się nie ruszam!
- Tak myślałem. W takim razie jak najszybciej musisz się dowiedzieć gdzie jest twój przyjaciel. A teraz idź już muszę odpocząć ja także miałem dzisiaj trudny dzień dobranoc.
Elena wyszła z pokoju a Jonathan położył się spać przedtem jednak jak zwykle rozpylił swój specyfik w pokoju dzięki temu już od wielu dni nie dręczyły go koszmary i mógł spokojnie rozmyślać.

środa, 19 marca 2014

TOTALNA INWIGILACJA XI

                                                              ROZDZIAŁ XI

Wracali pospiesznie na poziom mieszkalny. Dopiero po dłuższej chwili Eryk zapytał
- Co pan o tym myśli profesorze ?
- Jestem zaszokowany tym co zobaczyłem. Wyobrażałem sobie jakiś superkomputer w sterylnym pomieszczeniu o ogromnej mocy obliczeniowej ale zwykłą maszynę a to co tam jest to żywa istota na pewno nie jest to urządzenie zbudowane przez ludzi !
Kto jeszcze oprócz mnie to widział ?
- Na pewno profesor Jamare. On był tutaj od samego początku. Poza nim tylko technicy z obsługi, paru strażników i oczywiście nasz szef Brengold. Chciałem ,żeby pan to zobaczył z dwóch powodów. Po pierwsze musi pan widzieć z czym albo z kim mamy do czynienia a po drugie ciekawi mnie co pan o tym sądzi ?
- Nie wiem co myśleć. Na razie mam mętlik w głowie ale czy pan również zauważył,że wchodząc do tego pomieszczenia ma się wrażenie jakby ktoś się nam przyglądał, że jesteśmy pod obserwacją ?
- Oczywiście! Za każdym razem , kiedy tam idę mam wrażenie, że to coś ta istota patrzy na mnie i czyta w moich myślach. Dlatego nie lubię tam chodzić i robię to tylko wtedy, kiedy muszę.
- Teraz nie dziwię się Akiro Jamare, że zawsze mówi o tej istocie mózg a nie używa słowa komputer – powiedział głośno Jonathan a w myślach dodał i dlatego był taki przestraszony kiedy wspomniałem o tym, że każdą maszynę można oszukać.
Po powrocie do pokoju Jonathan nie mógł długo zasnąć. Zdał sobie sprawę,że po tym co zobaczył musi znacznie przyspieszyć swoje działanie. Ta istota znajdująca się w podziemiach instytutu emanowała jakąś nieokreśloną mocą i była to siła bardzo nieprzyjazna. Kiedy się zbliżył do tego szklanego pojemnika niemal fizycznie odczuł zło i natychmiast pojawiła się u niego trudna do opanowania agresja.
Trzeba to zniszczyć za wszelką cenę -pomyślał- nie można pozwolić, aby taki osobnik kontrolował ludzi. A swoją drogą ciekawe jak się tutaj znalazł i co za organizacja za tym stoi ? Tej nocy natłok myśli długo nie nie pozwalał mu zasnąć.
W miarę upływu czasu wszystko zaczęło się układać. Początkowe niejasne podejrzenia zmieniały się w pewność. Jego artykuł, który traktował jako żart,a który tak poruszył Brengolda i jego organizację,że postanowili się go pozbyć co im się zresztą udało. To dziwne miejsce całkowicie odizolowane od świata. Ogromna elektrownia jądrowa uruchomiona tylko po to aby zasilać ten dziwny twór znajdujący się w podziemiach budynku, oraz dziwne słowa osoby odpowiedzialnej za ten kompleks „ Rada dwudziestu kontroluje już prawie całą ludzkość to my decydujemy co robią poszczególni ludzie potrafimy wpływać na ich decyzje. Każdego z osobna i całych grup społecznych”. Już świtało zanim Jonathan zapadł w sen a kiedy zbudził go dzwonek już podjął decyzję. Należy się spieszyć – pomyślał- nie ma czasu do stracenia.
Tego dnia po obiedzie kiedy wszyscy naukowcy przeszli do biblioteki Jonathan zagadnął Borysa.
- Mówiłeś kiedyś, że pracujesz nad jakąś bronią jak daleko posunięta jest twoja praca ?
- Dzisiaj właśnie skończyłem drugi egzemplarz – Borys z dumą wyciągnął z kieszeni niewielki przedmiot przypominający stary telefon komórkowy prostokątne pudełko wykonane z tworzywa wyposażone w dwa przyciski i jakieś pokrętło oraz wystającą jakby krótką antenką zakończoną metalową kulką.
- Co to takiego ?
- Ja nazwałem to elektroparalizator !
- Nie jest to nowatorskie urządzenie – trochę złośliwie powiedział Jonathan -ale jeśli działa to może być.
- Jeszcze nie znasz jego działanie a już krytykujesz -oburzył się Borys- nie jest to zwykły paralizator ten działa na odległość do 5 metrów. Wcale nie musisz podchodzić blisko do ofiary, wystarczy,że wycelujesz, naprowadzisz promień lasera na przeciwnika najlepiej w jakieś nie osłonięte miejsce i naciśniesz ten czerwony przycisk zobacz ! To mówiąc Borys włączył urządzenie, skierował plamkę lasera na Orsta stojącego po przeciwnej stronie pokoju i nacisnął guzik rozległ się cichutki suchy trzask. Orst aż podskoczył i złapał się za kark.
- Aj coś mnie ukuło aż mnie ciarki przeszły !!!
- Przepraszam. To moja wina -skruszony powiedział Borys- chciałem zademonstrować działanie mojego wynalazku Jonathanowi i ty posłużyłeś za królika.
- Trochę słabo działa- powiedział Jonathan. Teraz dwaj pozostali naukowcy podeszli do fizyka.
- Słabo bo nastawiłem na minimum. Tym pokrętłem nastawiasz napięcie, tutaj masz podziałkę maximum to jest ok 800 000 volt jednorazowo można oddać 4 strzały potem trzeba odczekać ok 2 minut. Ja po jednorazowym naładowani tej baterii strzelałem największym napięciem 24 razy! I co teraz powiesz?
- Jestem pod wrażeniem- odparł Jonathan – czy można takie cacko pożyczyć ?
- Znaj moje serce to dla ciebie – Borys z dumą wręczył paralizator Jonathanowi.
- No to jesteśmy już częściowo uzbrojeni. Czas najwyższy na wprowadzenie mojego planu ucieczki w życie. Jutro wtajemniczę was panowie w szczegóły. Dobrej nocy !
Jonathan wyszedł z pokoju.