czwartek, 14 listopada 2013

TOTALNA INWIGILACJA II

                                                      ROZDZIAŁ II

Obudziło go zimno i wilgoć . Chociaż nie od razu zdał sobie z tego sprawę, że już nie śpi. Właściwie był to powolny powrót świadomości . Najpierw odczuł chłód. Zimno przenikało powoli całe ciało, na dodatek leżał do połowy zanurzony w wodzie. Ale dopiero po chwili Jonathan zdał sobie sprawę, że jednak żyje i wtedy zdecydował się otworzyć oczy. Leżał na piasku, fale obmywały jego postać i robiło się jasno - wstawał dzień. Jonathan z widocznym wysiłkiem usiadł. Teraz dopiero czuję te swoje pięćdziesiąt lat – pomyślał- gdzie ja jestem ? Zaczął się rozglądać. Siedział na brzegu morza, w porannych promieniach słońca było to bardzo piękne miejsce. Niedaleko rysowała się zwarta ściana zieleni z której dochodziły dźwięki ptactwa, fale obmywały nieliczne skały stojące pośrodku piasku. Niestety nigdzie nie było widać ani śladu samolotu ani co gorsza żadnych śladów ludzi. Wglądało na to, iż albo nikt nie przeżył katastrofy, albo morze wyrzuciło go nie wiadomo jak daleko od pozostałych. Jonathan zebrał siły i postanowił wstać. Dopiero za drugim razem dokonał tej sztuki, chwiejąc się na nogach niepewnie ruszył plażą przed siebie. Powoli wracały siły stąpał coraz pewniej,jednakże w miarę przebytej drogi nabierał przekonania,że jednak jest tutaj sam. Po pewnym czasie dostrzegł na plaży jakiś kształt podszedł bliżej ,był to fragment samolotu jakaś metalowa część mocno wbita w piasek. Opodal zobaczył jakby kawałek fotela z częścią pasa. Idąc dalej dostrzegł jeszcze kilka podobnych rzeczy. Jakieś kawałki poszycia, części tapicerki, a nawet rozerwaną walizkę. Zaczął zdawać sobie sprawę,że samolot jednak rozpadł się na kawałki i jakimś cudem on może nawet jako jedyny ocalał z tej katastrofy,wprawdzie trochę poobijany obolały,ale jednak żyje. Usiadł na zwalonym niedaleko pniu i zaczął zastanawiać się co dalej robić. Po chwili doszedł do wniosku,że jednak jest człowiekiem bardzo egoistycznym,ponieważ jakoś wcale nie odczuwał żalu z powodu prawdopodobnej śmierci wielu osób natomiast poczuł coś w rodzaju ulgi,że jednak to on żyje,a jednocześnie niepokój co dalej,jak dostać się do najbliższego cywilizowanego miejsca. Natychmiast przypomniał sobie Robinsona Kruzoe i jego perypetie na bezludnej wyspie. Ale teraz mamy XXI wiek i na pewno już ruszyły poszukiwania samolotu-myślał-zanim mnie odnajdą to może jednak rozglądnę się po okolicy, tym bardziej ,że trochę dokucza mi pragnienie.
Jonathan wstał i postanowił iść wzdłuż brzegu. Po lewej miał zwartą soczysto zieloną ścianę lasu, z której dochodziły głośne dźwięki ptaków a po prawej spokojne szumiące morze. Przeszedł już dosyć spory kawał drogi gdy zobaczył,że piaszczysta plaża kończy się ostrymi skałami wchodzącymi prosto w morze. W tym kierunku żadnych śladów cywilizacji- pomyślał – trzeba się wrócić. Po przejściu tak na oko trzech kilometrów w drugą stronę od miejsca, gdzie leżały porozrzucane szczątki samolotu plaża kończyła się tak samo ostrymi skałami. W takim razie trzeba iść w stronę lasu -pomyślał z niepokojem- ale muszę zostawić jakiś ślad swojego istnienia w razie gdyby mnie ktoś szukał. Postanowił pozbierać szczątki samolotu i na piasku ułożyć z nich napis wielkimi literami S O S . Pracował w pocie czoła przez całe przedpołudnie. Pragnienie i głód doskwierały coraz bardziej. Po ułożeniu dosyć zgrabnego napisu trzeba było jednak wejść do lasu w poszukiwaniu wody i jedzenia. Tylko ja tu odróżnić jakieś jadalne owoce – Myślał Jonathan przecież do tej pory jego wiedza o zdobywaniu pożywienia ograniczała się do robienia zakupów w wybranym supermarkecie i to nie za bardzo daleko od mieszkania, a owoce „egzotyczne” jakie znał to tylko pomarańcze, banany i cytryny. Nadzieja iż znajdzie tutaj drzewko pomarańczowe lub bananowce była równa zeru. Pomimo tego postanowił jednak przekroczyć magiczną ścianę lasu i poszukać pożywienia. Ruszył przed siebie jednak ta rozkrzyczana zieloność napełniała go niemal panicznym strachem .W miarę jak oddalał się od względnie bezpiecznej plaży robiło się coraz ciemniej. Ogromne liście drzew zupełnie nieznanych Jonathanowi gatunków całkowicie zasłaniało niebo. Wokół słychać było tylko głosy ptaków. Po chwili jego wzrok przyzwyczaił się do tej wszechobecnej zieloności,zaczął dostrzegać coraz więcej szczegółów. Zobaczył kolorowego ptaka siedzącego na pobliskiej gałęzi i dziobiącego zaciekle jakiś owoc,
zobaczył również,że co najmniej dwa takie owoce rosną całkiem nisko prawie w jego zasięgu. Ostrożnie wdrapał się na pień i zerwał jeden. Owoc był jak wszystko tutaj zielonkawy pokryty grubą skórą. Trzeba się do tego jakoś dobrać pomyślał przecież jeżeli ptaki to jedzą to na pewno nie jest trujący. Zabrał owoc i poszedł ostrożnie dalej. Po paru krokach natknął się na maleńki strumyczek który dosłownie wypływał spod wielkiego kamienia i po dwóch metrach niknął w poszyciu. Ale mam szczęście głośno powiedział Jonathan chyba jestem w czepku urodzony. Nachyliwszy się nabrał wody w dłonie i zbliżył do ust. Smakowała wspaniale była rewelacyjnie chłodna. Jonathan ugasił pragnienie i skierował się w stronę plaży. Idąc zrywał i rozkładał ogromne liście żeby nie zgubić drogi, zerwał jeszcze jeden owoc i po chwili znów był na plaży znalazł płaski kamień i uderzając go drugim zrobił coś w rodzaju prymitywnego noża, dzięki temu rozpołowił znalezione owoce. Smakowały trochę jak mango zaspokoiwszy głód wrócił do strumyczka teraz miał miseczkę zrobioną ze skóry owocu którego przed chwilą zjadł, dzięki temu mógł nie tylko napić się do woli ale również zabrać wodę na plażę. Zaczęło się szybko ściemniać.
Jonathan zerwał dosyć pokaźne naręcze liści jak się domyślał palmowych zrobił z nich posłanie kilkoma się nakrył i ułożył się do snu. Ale pomimo zmęczenia sen nie nadchodził. Dokoła słychać było coraz głośniejsze wrzaski zwierząt. Szkoda,że nie mogę rozpalić ogniska -pomyślał- jakoś muszę przetrwać tą noc a jutro trzeba coś wymyślić żeby rozniecić ognień , o ile dożyję do jutra. Noc zapłonęła milionami gwiazd. Dopiero teraz zobaczył jak pięknie wygląda rozgwieżdżone niebo,pogrążony w myślach o dziwności jego położenia po chwili zapadł w sen.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz