ROZDZIAŁ V
Jonathan wstał i
skierował się w kierunku drzwi- do zobaczenia -powiedział
pozostałym w pomieszczeniu naukowcom.
-Niech się pan nie martwi
wkrótce się spotkacie, przecież nigdzie pan nie wyjeżdża.
- Taka ładna kobieta, a
taka złośliwa – odparował Jonathan- wiem,że już mnie stąd nie
wypuścicie , chociaż nie bardzo wiem na co jestem wam potrzebny.
- Nie mnie to osądzać.
Ja wykonuję tylko polecenia szefa.
- Chyba rozkazy. Przecież
wasza organizacja ma charakter typowo militarny. Chodzicie ubrani w
mundury, uzbrojeni po zęby, ciekawe dlaczego. Przecież na tym
zapomnianym krańcu świata i tak nikt was nie zaatakuje no chyba, że
to wasza organizacja jest agresorem dla reszty świata ?
Strażniczka wskazała na
metalowe drzwi.
- Tutaj jest pańskie
laboratorium- nacisnęła kombinację cyfr na płytce obok, drzwi
bezszelestnie się rozsunęły- na razie nie podam panu szyfru do
zamka, nie wolno panu jeszcze samemu poruszać się po obiekcie.
Kobieta stanęła w drzwiach.
- Proszę wejść miło
się z panią dyskutuje – powiedział Jonathan.
- Zostawiam pana samego
profesorze proszę się zająć pracą. Nie powinnam w ogóle z panem
rozmawiać.
- A to dlaczego ? -zdziwił
się Jonathan- przecież nie zdradza mi pani żadnych tajemnic prawda
? A jak pani na imię ?
Strażniczka odwróciła
się na chwilę – Elena – powiedziała zamykając drzwi.
Jonathan stał pośrodku
laboratorium chemicznego coraz bardziej zdziwiony.
Była to prawie dokładna
kopia jego laboratorium w którym pracował przed pożarem. Brakowało
tylko techników do pomocy. Natomiast zauważył, że nawet jego
zapiski zostały częściowo odtworzone i leżały w nowiutkim
skoroszycie. Ciekawe kto i po co zadał sobie tyle trudu ,żeby to
wszystko zorganizować i tak dobrze skopiować. Nie tylko sprzęt
laboratoryjny oraz substancje chemiczne a nawet wystrój i rozkład
tego pomieszczenia był identyczny z jego stara pracownią. -Trzeba
się w takim razie zająć przerwanymi doświadczeniami- powiedział
głośno do siebie. Jonathan zajął się odtwarzaniem swoich
przerwanych doświadczeń i nawet nie zauważył że,upłynęło
sporo czasu. Drzwi się otwarły i stanęła w nich Elena.
-Zapraszam na obiad do
wspólnej jadalni. Będzie się mógł pan zobaczyć ze swoimi
znajomymi naukowcami. Naszymi gośćmi. Do pracy wróci pan tutaj
jutro.
Jadalnia znajdowała się
na tym samym poziomie. Było to duże pomieszczenie , w którym
znajdował się stół w kształcie owalu. Siedzieli już przy nim
Zawidowsky i Jamare oraz dwóch strażników. Po chwili dołączył
także Paladan. Obiad składał się z pożywnej zupy, kilku
gatunków mięs i sałatek oraz ciasta na deser. Wszystko było
bardzo smaczne.
-Nieźle nas tutaj karmią
– odezwał się Jonathan.
- Na warunki nie można
narzekać- odparł Paladan- szkoda tylko,że nie mamy kontaktu ze
światem i wolności.
Po obiedzie naukowcy
przeszli do sąsiedniego pokoju czegoś w rodzaju pokoju
wypoczynkowego. Stały tam wygodne fotele, stolik, regał z
książkami. Był również dobrze zaopatrzony barek. Jonathan nalał
sobie kieliszek koniaku podszedł do biblioteczki, przeglądnął
tytuły i stwierdził,że większość z nich to prace naukowe,
jednakże raczej starszej generacji. Żadnych nowości. Czasopisma
naukowe też w większości z ubiegłego wieku.
- Nowinek naukowych to
tutaj nie mamy- powiedział głośno- większość z tych opracowań
już dawno się zdewaluowało.
- Niestety to jest ten
brak kontaktu ze światem zewnętrznym dokładnie to miał na myśli
Orst – odparł Zawidowsky- dlatego nawet mając do dyspozycji
całkiem dobrze wyposażone pracownie nie robimy postępów w pracy
drepczemy w miejscu, a poza tym sama świadomość pracy bez wyników
działa demotywująco prawda ?
- Zgadzam się z tobą
-odparł Jamare- po co coś robić jeżeli i tak nie będzie z tego
pożytku.
- Ja jednak zastanawiam
się po co tutaj jesteśmy ? a właściwie po co was tutaj trzymają
? - powiedział Jonathan – mnie przywieziono wbrew woli bo podobno
nie wiedzą co ze mną zrobić. Próbowali mnie zabić, ale jakoś
się nie udało, a może tylko Brengold tak mówił żeby mnie
wprowadzić w błąd. Przecież każdemu można wpakować kulkę w
głowę i po kłopocie. Ale was tutaj trzymają znacznie dłużej. Do
czego jesteśmy im potrzebni ?
- Myślę ,
że wytłumaczenie jest dość proste – odrzekł Jamare – wszyscy
jesteśmy specjalistami w danej dziedzinie. Ja pomagałem budować
ten ośrodek, Orsta przywieziono później potem dołączył do nas
Borys a teraz ty Jonathanie pozwolisz,że będziemy mówić sobie po
imieniu. Więc myślę,że jesteśmy tutaj,żeby opiekować się tym
super komputerem dla którego przecież ten ośrodek został
zbudowany. Trzeba przecież pamiętać,że to tylko bardzo
skomplikowana, ale jednak maszyna czy też biomaszyna jak
przypuszczamy. To tłumaczy obecność matematyka, fizyka i biologa,
a teraz również chemika. Może pojawiły się jakieś problemy
natury chemicznej i dlatego z nami jesteś ? Ty Jonathanie jeszcze
nie widziałeś tego „tworu techniki” ja tak. Nie tylko
pomieszczenie, ale widziałem również jak przywieziono to
urządzenie.
Widziałem
jak ludzie ubrani w specjalne skafandry wnosili ciężkie skrzynie
wykonane z przezroczystego tworzywa w których znajdowała się jakaś
świetlista substancja. Po ustawieniu tych pojemników w odpowiedniej
kolejności podłączono do nich zasilanie, przewody z chłodziwem i
rury przez które przepływa tajemniczy płyn. Potem zamknęli
szczelnie pomieszczenie do środka została wpuszczona mieszanina
gazów. Nad całą operacją czuwał Brengold i jeszcze dwóch bardzo
do niego podobnych mężczyzn. Od tego czasu minęło prawie 15 lat.
Teraz nikt nie ma wstępu na poziom na którym znajduje się
superkomputer. Czasem tylko Brengold osobiście sprawdza
pomieszczenia na najniższym poziomie.
-Więc
sugerujesz, że jesteśmy tu po to aby w razie problemów pomóc im
usunąć usterki ? A nie myślisz , że jest to ostatnia czynność
jaką wykonamy dla nich ?
- Ooo tak po
to nas trzymają. Dobrze się z nami obchodzą dobrze karmią a jeśli
chodzi o pomoc nie obawiaj się potrafią zmusić do współpracy na
pewno potrafią – smutno uśmiechnął się Jamare- ja najlepiej o
tym wiem.
Zapadła
cisza wszyscy zdali sobie sprawę, że do puki mogą być potrzebni
to będą dobrze traktowani ich umiejętności stanowią swoiste
zabezpieczenie na wypadek awarii systemu
-No cóż –
przerwał ciszę Jonathan – prawdopodobnie dlatego wy tutaj
jesteście natomiast ja nie bardzo jestem im potrzebny powiedział mi
to wyraźnie Brengold. Zamknęli mnie tutaj bo nie bardzo wiedzą co
ze mną zrobić. Dlatego nie zamierzam za długo zaszczycać swoją
obecnością tego obiektu.
-Chce pan
uciec ? - zapytał wyraźnie przestraszony Jamare -przecież to
niepodobieństwo pomyśl Jonathanie to nie tylko jest zupełnie
niemożliwe ale narazi również nas na ogromne niebezpieczeństwo !
-Drogi
profesorze. Co do niemożliwości ucieczki. Czy któryś z was
próbował stąd wyjść ? Jeśli nie to dlaczego mówi pan ,że to
niemożliwe ? A co do mnie to już trzy razy „zwiałem śmierci
spod kosy” to wierzę w swoje szczęście. Natomiast co do
narażenia was na niebezpieczeństwo jest tylko jedno wyjście.
Uciekajcie ze mną ! Tylko współpracując razem mamy jakieś szanse
osobno nic nie zdziałamy takie jest moje zdanie. A teraz zastanówcie
się nad moją propozycją. Ja już decyzję podjąłem. Do
zobaczenia jutro.
Jonathan
odłożył pusty kieliszek i wyszedł z pokoju. Przy stole w jadalni
siedziała Elena i cicho rozmawiała z przystojnym strażnikiem.
-Przepraszam,że
przeszkadzam ale chciałbym już iść do swojej celi- powiedział
Jonathan.
- Proszę ze
mną. Zaprowadzę pana do jego pokoju- orzekła Elena.