EPILOG
Jonathan
Garet usiadł w swoim ulubionym fotelu trzymając kieliszek
doskonałego francuskiego koniaku, na stoliku obok leżała otwarta
książka. Takie chwile nadają sens życiu – pomyślał-i wtedy
właśnie rozległ się dźwięk dzwonka telefonu, wyjątkowo
natarczywie dzwonił Jonathan odczekał jeszcze trzy sygnały w
nadziei,że ktoś zrezygnuje z rozmowy, ale telefon nie przestawał.
Trzeba sobie kupić sekretarkę- pomyślał- ale wstał powoli i
podniósł słuchawkę.
-
Tak słucham – prawie warknął do mikrofonu.
-
Dobry wieczór – usłyszał miły kobiecy głos - przepraszam, że
przeszkadzam panu w lekturze ale musimy pilnie porozmawiać.
-
Nic się nie stało słucham panią – odparł lekko zmieszany
znacznie milszym głosem.
-
To nie jest rozmowa na telefon spotkajmy się jutro o godzinie 17 w
kawiarni przy 49 ulicy to niedaleko pańskiej firmy dobrze?
-
Dobrze. Jak panią poznam?
-
To ja pana rozpoznam dobranoc i miłej lektury.
Jonathan
stał jeszcze przez chwilę zdumiony. Stracił ochotę na czytanie, a
koniak wypił duszkiem. Znowu problemy- pomyślał- minęło już
ponad trzy miesiące od wydarzeń na wyspie. Wrócił do pracy,
pomału wymazywał z pamięci tamte chwile, wprawdzie utrzymywał
luźne kontakty z Borysem i często spotykał Elenę z Erykiem nawet
miał zaproszenie na ich ślub. Ostatecznie pracowali w tej samej
firmie dzięki jego drobnej pomocy, ale ten telefon zapowiadał
kłopoty. Podświadomie czuł,że będzie musiał coś zmienić
znowu poczuł się stary i chociaż wcale miał ochoty na to
spotkanie to wiedział,że musi spotkać się z tą kobietą o
aksamitnym głosie.
Do
kawiarni poszedł 10 minut przed wyznaczonym terminem z dwóch
powodów. Po pierwsze nie znosił spóźnień i nie szanował nie
punktualnych ludzi, a drugim powodem było to, że wolał aby ta
kobieta jego szukała a nie on rozglądał się za nieznajomą.
Jonathan zajął miejsce przy stoliku oddalonym od drzwi wejściowych,
zamówił kawę i czekał. Punktualnie o 17 w drzwiach stanęła
kobieta w wieko około 40 lat ubrana w bardzo elegancki grafitowy
kostium. Rozejrzała się po sali i pewnie skierowała kroki w
kierunku jego stolika, kiedy się zbliżyła Jonathan wstał.
-
Dzień dobry panie Garet nazywam się Joanna - powiedziała podając
mu dłoń
-
Dzień dobry -odparł – czemu zawdzięczam to spotkanie – dodał
lekko rozdrażnionym głosem.
-
Jeszcze raz przepraszam, że niepokoję, ale muszę zwrócić się do
pana o pomoc. Jednak zanim przejdziemy do sedna należy się panu
wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Otóż jak pan się słusznie
domyśla nasze spotkanie jest wynikiem ostatnich wydarzeń, w których
brał pan udział łącznie z pobytem na wyspie i jej spektakularnym
opuszczeniem. Ale muszę zacząć od początku. Jak pan wie w
przestrzeni kosmicznej są miliardy gwiazd jednak tylko ich niewielki
procent posiada planety, jeszcze mniej jest planet na których
warunki sprzyjają powstaniu życia zwłaszcza w tak rozwiniętej
formie jak tutaj. Wprawdzie wasza cywilizacja stoi na bardzo niskim
stopniu rozwoju ale pomimo tego wy ludzie jak i wasz świat stanowi
bardzo atrakcyjny kąsek dla innych. Dlatego też już od bardzo
dawna jesteście bacznie obserwowani a nawet niektórzy bardziej lub
mniej ingerują w wasze życie. I tutaj dochodzimy do meritum. Otóż
w ostatnim czasie znacznie nasiliły się oddziaływania na was
pewnej cywilizacji co spotkało się ze znacznym sprzeciwem
pozostałych członków rady. Dlatego zostałam wysłana aby poprosić
pana o pomoc w odnalezieniu i unieszkodliwieniu powstałej tutaj tak
zwanej „rady dwudziestu”.
Jonathan
milczał a jego oczy pewnie zrobiły się wielkości talerzyków
deserowych ponieważ Joanna po chwili parsknęła śmiechem.
-
Pani mnie wkręca prawda? To jakiś żart.
-
Nie wiem, że to brzmi bardzo dziwnie ale to wszystko prawda.
-
Jeśli tak to rozumiem,że jest pani kosmitką ciekawe czy potrafi
pani to udowodnić- powiedział ze śmiechem Jonathan dyskretnie się
rozglądając za ukrytą kamerą.
-
Bardzo nie lubię określenia kosmita to brzmi trochę obraźliwie a
jeśli chce pan dowód to proszę!
Wyciągnęła
z kieszeni płaskie pudełeczko podobne do pilota od alarmu
samochodowego nacisnęła jeden przycisk i nagle wszyscy ludzie w
kawiarni zamarli, jak na fotografii zrobionej w ruchu.
-
Co pani zrobiła?
-
Nic wielkiego włączyłam pole martwego czasu.
-
Czego? Przecież nic takiego nie istnieje !
-
Och istnieje tylko wy o tym jeszcze nie wiecie. Teraz mi pan wierzy?
-
Nie jestem pewien. Ale proszę to wyłączyć.
-
Dobrze – nacisnęła guzik i wszyscy zachowywali się znów
normalnie jak gdyby nic się nie stało- co do mnie to wyglądam
trochę inaczej niż mnie pan postrzega, ale uznałam, że w tej
postaci łatwiej będzie nawiązać mi kontakt z ludźmi.
-
Całkiem dobrze to pani wyszło- mruknął Jonathan- ale czy to
znaczy,że opanowała pani ciało jakieś kobiety tak jak to czasem
przedstawiają w literaturze fantastycznej?
-
Och nie po prosty wasze zmysły są raczej prymitywne i łatwo je
oszukać.
-
Załóżmy,że daję wiarę temu co mi pani mówiła, ale proszę
odpowiedzieć na dwa pytania. Po pierwsze wspomniała pani o jakieś
„radzie” i „pewnej cywilizacji” proszę uściślić te
określenia kto to jest i jakie macie macie zamiary?
-
Mówiłam,że życie we wszechświecie jest zjawiskiem rzadkim, ale
istnieją istoty rozumne i to znacznie starsze od was. Wasza planeta
jest jeszcze bardzo młoda podobnie jak cała galaktyka. Kiedyś
wysoko rozwinięte cywilizacje zmuszone do porzucenia swoich światów
utworzyły związek i połączyły siły w celu poszukiwania innych
planet naddających się do zamieszkania. Jak uda się znaleźć taki
układ gwiezdny to trzeba go otoczyć opieką a czasem zaadaptować
do zamieszkania. Nie ma problemu jeśli planeta jest pozbawiona życia
rozumnego. Wasza ziemia jest bardzo piękna i bardzo przyjazna
dlatego w konfederacji wytworzył się rozłam. Ponieważ wasz
gatunek ma dziwne skłonności do samounicestwienia, pewna partia
postanowiła przejąć nad wami kontrolę, natomiast większość
nie wyraża na to zgody stosując zasadę nie ingerencji.
-
Rozumiem,że pani należy do tej drugiej frakcji.
-
Tak dlatego właśnie potrzebujemy pańskiej pomocy. Sami nie możemy
ingerować. Poza tym nie potrzebujemy zaognienia wewnętrznych
sporów.
-
Rozumiem potrzebujecie kogoś kto odwali za was całą brudną robotę
a wy będziecie udawać, że nic wam o tym nie wiadomo.
-
Ostatecznie bronimy wszej cywilizacji przed zagładą!
-
Może trzeba nas bronić przed nami samymi. Nie zastanawiała się
pani nad tym?
-
My ufamy,iż ludzie wreszcie sami dojdą do wniosku,że największym
darem jest życie i zaniechają wszelkich wojen i konfliktów!
-
Bardzo to patetycznie zabrzmiało – odparł sarkastycznie Jonathan-
ale proszę mi odpowiedzieć Brengold był jednym z was ?
-
Nie był człowiekiem tylko całkowicie oddanym swoim przełożonym.
Antagoniści udostępnili mu pewną technologię dzięki której
zachowywał swój wygląd i kondycję.
-
A to co znajdowało się w podziemiach tego budynku?
-
To tylko maszyna twór całkowicie sztuczny urządzenie
biomechaniczne oparte na budowie waszego czyli ludzkiego mózgu.
Bardzo rozwinięta maszyna licząca.
-
Trochę mnie pani uspokoiła. A teraz drugie pytanie . Dlaczego
właśnie ja? Dlaczego wybraliście mnie?
-
Myślałam, że zapyta pan o coś innego. Naprawdę nie domyśla się
pan? Przecież zmienił pan tożsamość a nie pamięć prawda? Był
pan wystarczająco długo agentem służb specjalnych, aby mieć
odpowiednie przygotowanie do tej pracy. Ponadto nie bez znaczenia
była zmiana tożsamości. Zgodnie z teorią liczb podsuniętą panu
przeze mnie a rozwiniętą w pamiętnym artykule pana nie dało się
całkowicie kontrolować. Dlatego wybór padł na pana Jonathanie.
-
Czy muszę dać odpowiedź teraz czy pozwoli mi pani się zastanowić-
Jonathan zapytał po dłuższej chwili milczenia.
-
Oczywiście nie oczekuję odpowiedzi natychmiast. Pozwolę sobie
zatelefonować jutro wieczorem. A teraz do zobaczenia. Życzę
spokojnej nocy!
Jonathan
po wyjściu Joanny jeszcze chwilę siedział przy stoliku. Wrócił
do mieszkania. Stary zegar wybił godzinę 21. Sięgnął po telefon
i wybrał znajomy numer.
-
Słucham – odezwał się kobiecy głos.
-
Cześć Elena! Mam dla ciebie i Eryka propozycję spotkajmy się
jutro w moim laboratorium dobrze?
-
Coś się stało? Masz taki zmieniony głos.
-
Nie ale ciekawi mnie czy chcielibyście jeszcze raz uratować świat
?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz