ROZDZIAŁ
XV
Jonathan
spokojnie poszedł na najwyższe piętro budynku. Tutaj też nie było
strażników. Za bardzo tu spokojnie – pomyślał. Zatrzymał się
przed drzwiami gabinetu Brendolda. Wziął głęboki oddech i
trzymając w wyciągniętej ręce broń energicznie otworzył drzwi.
-
Jonathan Garet- głośno odezwał się Brengold siedzący jak zwykle
za biurkiem- czekałem na ciebie wejdź proszę dalej - sztucznie
silił na uprzejmość. Jonathan wszedł dwa kroki do środka i w
tym momencie poczuł na skroni chłodny dotyk metalu.
-
Zabierz proszę broń naszemu przyjacielowi, paralizator także-
zwrócił się do człowieka celującego w Jonathana. Ten przesunął
się do przodu . Jonathan odwrócił głowę i rozpoznał Eryka.
-
Rozumiem, że mnie okłamałeś, ostatecznie jesteś lojalnym
pracownikiem i wykonujesz polecenia swojego szefa, ale że okłamałeś
kobietę, która darzy cię miłością to już stawia cię Eryku w
bardzo złym świetle- Jonathan zwrócił się do strażnika.
-
Nie przesadzaj Garet ta kobieta szybko zrozumie jakim błędem było
uleganie twoim namowom.
-
Pewnie tak szkoda tylko, że nie będzie mogła tego powiedzieć. Bo
martwi przeważnie niewiele mówią- odparował Jonathan a widząc
lekkie drżenie mięśni twarzy Eryka dodał złośliwie- ale tą
kwestię omówicie sobie później sami.
-
Masz rację ty Jonathanie raczej zastanów się nad swoim położeniem.
Osobiście nie chciałbym być na twoim miejscu. Ponieważ
postanowiłem dokończyć zlecone mi zadanie i jednak doprowadzić do
twojej śmierci. A jednak nie jesteś taki inteligentny za jakiego
się uważasz tak łatwo pozwoliłeś sobą manipulować. Wprawdzie
na samym początku jak użyłeś tego swojego preparatu powodującego
zakłócenie pracy czujników to trochę mnie zaskoczyłeś, ale
dalsze twoje działania były bardzo przewidywalne. Sam widzisz jak
łatwo kierować ludźmi wszystko da się obliczyć każdy twój ruch
był zaplanowany przeze mnie. Pomimo,iż nie w pełni mogłem cię
obserwować postępowałeś dokładnie tak jak chciałem Jonathanie!
-
Więc zabijesz mnie wbrew zaleceniom swoich przełożonych?
-
Radzie Dwudziestu się spokojnie wytłumaczę. Twoje zachowanie jest
wielce naganne. Pomyśl wtargnąłeś do najbardziej strzeżonego
pomieszczenia zabiłeś jednego z techników całkiem niewinnego
człowieka i dwóch strażników. Uszkodziłeś zamek cyfrowy ( mam
nadzieję,że już się udało go otworzyć ) i zepsułeś kosztowne
urządzenia do monitoringu, a na koniec groziłeś mi bronią i tylko
szybka reakcja mojego szefa ochrony uratowała mi życie. Bardzo
ładny scenariusz i na dodatek zgodny z prawdą - roześmiał się
Brengold.
-
No tak trochę namieszałem ale jak się wytłumaczysz, że jednak
mnie nie upilnowałeś i zniszczyłem to co dla was najważniejsze-
ten twór zamknięty w przezroczystym słoju ? Pewnie za chwilę
zaczniesz odczuwać niepokój a jeśli do tej pory jeszcze nie
zastanowiło cię to, że nie udało się twoim pracownikom
przywrócić porządku to muszę cię uświadomić, iż raczej to nie
będzie możliwe ponieważ zrobiłem wszystko co w mojej mocy aby
„to” zniszczyć.
-
Co ty zrobiłeś – wrzasnął Brengold zrywając się z fotela –
ty idioto co zrobiłeś ! Jeśli mówisz prawdę to nie zdajesz sobie
sprawy co narobiłeś to „coś” ten jak go nazwałeś TWÓR to
żywa istota ! Najwyższa forma inteligencji z jaką mogłeś się
spotkać! A ty ją chcesz zabić !
-
Podejrzewałem to i mam nadzieję,że już nie uda wam się uratować
tej istoty. Powiedz to jakiś biokomputer ? Kto to stworzył ?
Odpowiedz przecież i tak nikomu nie powiem nie będę miał okazji.
-
Nie nigdy się tego nie dowiesz! -Brengold z powrotem usiadł na
fotelu- zastrzel go Eryku. Już dawno powinienem wydać ten rozkaz.
Jonathan
stojąc tyłem do strażnika usłyszał strzał- To już koniec
-pomyślał zamknął oczy ale o dziwo nic nie poczuł. Otworzył
oczy i zobaczył na piersi Brengolda rozrastającą się ciemno
czerwoną prawie czarną plamę. Jonathan
zbliżył się do rannego tamten skierował na niego wzrok. W jego
oczach malowało się ogromne zdziwienie nie
było w nich widać bólu ani żalu tylko zdziwienie.
-
Jak to ? nie rozumiem ?
– wyszeptał
-
Czynnik ludzki – odparł
Jonathan – czynnik ludzki nie wszystko da się obliczyć i
przewidzieć – teraz patrząc na umierającego i jakby nagle
postarzałego człowieka zrobiło się mu żal.- Szkoda ,że tak to
musi się skończyć –
dodał cicho.
-
Nie okłamałem pana profesorze i nigdy nie oszukam Eleny
a pan nie jest już moim szefem- zwrócił się do martwego teraz
Brengolda.
-
Chodźmy czas się stąd zabierać- powiedział Jonathan kierując
się do drzwi. Wyszli z
gabinetu zamykając za sobą
starannie drzwi. Przechodząc obok pomieszczenia strażników
Eryk zajrzał.
-
To pańska robota –
zapytał wskazując na ciała leżące
w pokoju- czy to było konieczne ?
-
Próbowali zniweczyć mój plan więc trzeba było ich usunąć
– zimnym głosem odparł
Jonathan.
-
Jest pan niebezpiecznym człowiekiem, to może się przydać –
dodał oddając pistolet.
-
Mam nadzieję, że nie będzie potrzebny.
Wyszli
na zewnątrz. Na środku placu stał śmigłowiec. Obok maszyny
zebrała się grupka ludzi naukowcy, kilku strażników oraz kilka
innych osób. Kiedy podeszli Jonathan zwrócił się do Eleny.
-
Mieliście być gotowi do startu, dlaczego nie robisz tego o co
cię proszę.
-
Przecież nie mogliśmy was zostawić ! Zaraz
możemy startować -powiedziała szybko wskakując na fotel pilota.
-
Teraz już się nie musimy
spieszyć. Wszystko skończone. Brengold nie żyje , a superkomputer
jest uszkodzony. Trzeba
wywieźć stąd wszystkich ludzi elektrownię
wyłączyć a budynek główny zamknąć na głucho, żeby nikt tutaj
nic nie znalazł.
-
Elektrowni atomowej nie można tak sobie wyłączyć – powiedział
jeden z techników-to zbyt skomplikowane i niebezpieczne.
-
Na pewno jakoś da się to zrobić- odparł Jonathan lekko
poirytowany- proponuję, żeby strażnicy zebrali wszystkich ludzi
tutaj mówcie, że nastąpiła awaria w elektrowni i grozi nam
promieniowanie to nie będą zwlekać a wy spróbujcie jednak to
wyłączyć a najlepiej uszkodzić tak , aby nie dało się tego
naprawić. Kto jeszcze umie tym polecieć?- zwrócił się do Eleny.
-
Prawie wszyscy strażnicy mają licencję pilota.
-
To świetnie dobierz sobie ludzi i za dwie godziny wszyscy mają byś
gotowi do ewakuacji. Postarajcie się proszę. Mam wrażenie , że
dalsze pozostawanie na tej wyspie staje się niebezpieczne. Chodź
Eryku mamy jeszcze jedną sprawę do załatwienia w głównym
budynku.
Weszli
do budynki i skierowali się do laboratorium chemicznego.
-
Co pan zamierza profesorze – zapytał Eryk
-
Mam zamiar podpalić ten gmach wprawdzie na dolne poziomy ogień się
nie dostanie ale tutaj na poziomie mieszkalnym ma sporo materiału do
strawienia. Mam zamiar zrobić coś w rodzaju zapalnika chemicznego a
potem spowodować eksplozję w laboratorium dla zwiększenia efektu
postaraj się o kilka baniek benzyny na pewno macie gdzieś skład
paliwa.
-
Przeraża mnie pan nie spodziewałem się u pana takich talentów.
-
Jak to przecież jestem chemikiem potrafię zmieszać kilka
substancji o różnych właściwościach – roześmiał się
Jonathan.
-
Nie o takim talencie mówię tylko o zdolnościach destrukcyjnych.
-
Jednak niezbyt dokładnie sprawdzaliście mój życiorys. Ale potem o
tym porozmawiamy teraz idź poszukaj mi paliwa i dopilnuj aby wszyscy
opuścili ten budynek.
Po
kilku chwilach Eryk wszedł niosąc dwa trzydziestolitrowe pojemniki
z benzyną.
-
Tyle wystarczy ? - zapytał.
-
Musi. Nie ma czasu na przynoszenie większej ilości. Teraz pomóż
ludziom się ewakuować i pospiesz elektryków,żeby wygasili
reaktor.
-
Jednego nie rozumiem profesorze, dlaczego się tak pan spieszy
przecież godzina czy dwie teraz nie robią różnicy !
Jonathan
przerwał na chwilę mieszanie jakiejś substancji.
-
Czy ty Eryku udajesz czy naprawdę nie rozumiesz. Przecież Brengold
wyraźnie powiedział,że nie jest samodzielną jednostką tylko
stanowi część większego systemu.
Jak
myślisz, czy pozostali członkowie jak to nazwał „rady
dwudziestu” nie wiedzą,że coś się tu wydarzyło ? Myślisz , ze
nie są gotowi przysłać tutaj kompanii najemników zdolnych
odpowiednio ukarać winnych tego zamieszania? Ja wiem,że to tylko
kwestia czasu. Więc do cholery jasnej nie marudź tylko zrób to o
co cię proszę dobrze ? Aha nie zapomnij o strażniku w moim pokoju
i tych na dole trzeba ich zabrać z budynku zanik nastąpi wybuch.
-
O tym nie pomyślałem – mruknął Eryk pospiesznie wychodząc.
Jonathan przelał do plastikowego pojemnika zmieszaną substancję
powoli postawił go na podłodze na której wysypał sporą ilość
żółto- burego proszku. Następnie rozlał dookoła benzynę. Drugi
pojemnik wylał na korytarz i otwierając szeroko drzwi pospiesznie
wyszedł. Na zewnątrz pilot śmigłowca już rozgrzewał silnik.
Wszedł do środka byli tu już Borys, Orst i dwóch techników z
elektrowni za sterami siedziała Elena a na fotelu drugiego pilota
Eryk.
-
Gdzie reszta ? – zapytał Jonathan przekrzykując coraz
głośniejszy ryk silników. Eryk wskazał na leżące na siedzeniu
słuchawki i po chwili powiedział do mikrofonu.
-
Ochroniarze i „komputerowcy” już odlecieli bardzo się spieszyli
jak powiedziałem, ze z elektrowni nastąpił wyciek
promieniotwórczy. Pozostali za chwile wystartują a my za 15 minut
też możemy startować. Niestety profesor Jamare nie żyje- dodał
smutno- powiesił się w swoim pokoju.
-
Jak po niego poszedłem to już było za późno – dodał drżącym
głosem Borys- może jakbym najpierw po niego poszedł.
-
Nie obwiniaj się to starszy człowiek podejrzewam,że za długo
tutaj przebywał i za bardo obawiał się powrotu do zwykłego świata
jeśli ktoś może czuć się odpowiedzialny za jego odejście to
tylko ja- Jonathan zamilkł.
-
Włączyliśmy procedurę awaryjnego wygaszania reaktora – odezwał
się jeden z techników z elektrowni ale obawiam się, że może
jednak dojść do skażenia środowiska a przynajmniej wnętrza
elektrowni a już na pewno nie da się jej ponownie uruchomić.
-
To bardzo dobrze mam nadzieję,że nikt tego nie będzie próbował
-
Możemy już startować odezwała się Elena.
Helikopter
wzniósł się powoli w powietrze kiedy zataczał ponowne koło nad
tą dziwną i jednocześnie piękną wyspą z okien głównego
budynku wydostawał się czarny gęsty dym.
49 yr old Speech Pathologist Taddeusz Girdwood, hailing from Pine Falls enjoys watching movies like "Charlie, the Lonesome Cougar" and Ice skating. Took a trip to Gusuku Sites and Related Properties of the Kingdom of Ryukyu and drives a McLaren F1. lubie to
OdpowiedzUsuń